„Orlątko” na scenach świata

Właśnie dostałam zdjęcie ze spektaklu sztuki „Orlę” (L’Aiglon) w carskim Kijowie. To trzydziesty czwarty „oficjalny” spektakl tej sztuki, który mam na zdjęciu, do tego dochodzi dziesięć spektakli amatorskich. To był naprawdę ogólnoświatowy hit – sztukę o Orlątku uwięzionym w Austrii i walczącym o swoją tożsamość wystawiano od Ameryki po Nową Zelandię i najwyraźniej w całej Rosji, bo mam zdjęcia z Moskwy, Petersburga, Rygi i teraz z Kijowa.

A zaczęło się od Sary Bernhardt, dla której – diwy wówczas ponad pięćdziesięcioletniej – w roku 1900 tę sztukę napisał święcący wielkie sukcesy Edmond Rostand. Dziś autora pamięta się głównie dzięki dramatowi „Cyrano de Bergerac”, ale swego czasu zarówno „Aiglon”, jak i nawiązujący do bardzo popularnych we Francji bajek zwierzęcych „Chantecler” były teatralnymi przebojami. Potem jednak przyszła awangarda i zmiotła tradycyjny teatr ze scen, więc o Rostandzie szeroki masy nie bardzo pamiętają. A szkoda, bo to dobry dramaturg. I kto wie, czy dziś „Orlę” nie miałoby sporych szans na revival – z wielkim dramatem wydziedziczonego chłopaka, z rodzinnym przekleństwem, wizyjną sceną i nawiązaniami do wielkich teatralnych bohaterów: Hamleta Szekspira czy Don Carlosa Schillera. Z bagażem niezrozumienia, ambiwalencją genderową, jakby się dziś powiedziało, i tragedią osobistą splecioną z polityczną. To wbrew pozorom bardzo uniwersalna sztuka o jednostce usiłującej walczyć z systemem i przez ten system zgniecionej i zawłaszczonej.

Ale wróćmy do boskiej Sary. Była pierwszą nowoczesną aktorką, która udźwignęła – zdaniem ówczesnej publiki – wielkie role męskie. Wspomnianego Hamleta, Lorenzaccia Musseta, wreszcie Księcia Reichstadtu. Kiedy zagrała dwudziestoletniego chłopaka o niemalże dziewczęcej urodzie, miała, jak już wspomniałam, ponad pięćdziesiątkę. A mimo to porwała tłumy – we Francji, Anglii, Ameryce – bo tam jeździła z tą rolą na tournées. Wyjątkowo dla amerykańskiej wyprawy, a nie paryskiej prapremiery plakat zaprojektował Alfons Mucha, autor wspaniałych afiszy reklamujących jej inne role.

Idąc śladem Sary, z początku rolę Księcia grały głównie kobiety, w tym bardzo słynne w swoim czasie aktorki teatralne, jak Maude Adams i Eva Le Galienne (USA) czy Ida Roland w Austrii. Wkrótce jednak zaczęli tę rolę grać również panowie (dobierani zazwyczaj pod kątem delikatnej urody) i w części krajów było to wymienne. We Francji głównym przed- i powojennym męskim odtwórcą był Jean Weber, skądinąd w międzywojniu ikona gejowskiego Paryża. W Ameryce, Australii i Nowej Zelandii nie wyśledziłam na razie żadnego pana, na Węgrzech i w Rosji (carskiej!) były panie i panowie. I tylko w Polsce nie znalazłam z kolei żadnej pani, za to pierwszym odtwórcą był nie byle kto, bo sam Juliusz Osterwa. Była to jedna z kluczowych ról w jego wczesnej karierze.

Wszystkie zdjęcia z mojej kolekcji

Kolejna ciekawostka: jedną z francuskich odtwórczyń tej roli była niejaka Ghislaine Dommanget, która jako pierwsza aktorka – przez Grace Kelly – została księżną Monako, jako żona Ludwika II.

W 1937 roku miała miejsce premiera (dość awangardowej) opery napisanej wg dramatu Rostanda przez duet Arthur Honneger/Jacques Ibert, w której rola Księcia została napisana na sopran, więc siłą rzeczy śpiewają ją kobiety, choć czekam na kontratenora z dostatecznie wysokim głosem, który się z tą partią zmierzy. Opera akurat przeżywa okres pewnej popularności, ostatnio było sporo wystawień w drugoligowych teatrach francuskich, ale także w nieco ważniejszej Lozannie, oraz przede wszystkim estradowe wykonanie (i nagranie płytowe) w Kanadzie w 2016 roku, pod dyrekcją Kenta Nagano, a więc pierwszoligowego dyrygenta.

Co ciekawe, spektakl z Bernhardt, która wystąpiła ubrana m.in. w biały austriacki mundur z nieregulaminowymi białymi spodniami (pułk Gustawa Wazy, w którym służył pod koniec życia Książę, miał spodnie granatowe) zaważył na praktycznie wszystkich późniejszych przedstawieniach. Jeśli chodzi o kostiumy, a także inscenizację, ogromna większość spektakli to niemalże klony – czy też, jak to dziś bywa, formaty – oryginału. Jedynym znanym mi – niestety tylko z kilku klipów, ale na miejscy jest możliwość obejrzenia całości – przedstawieniem, które stawia na nowoczesność i jedynie bardzo pomysłowe nawiązania do wzorca, jest wystawienie z węgierskiego Segedynu z roku 2007. Nowoczesny, ale ciekawie rozgrywający tradycję, był też spektakl w reżyserii Maryse Estier (2021), pokazywany w różnych miejscach Francji, ze znakomitym zespołem aktorskim i nie tylko Orlątkiem, ale i Flambeau granym przez kobiety (widziałam i mogę powiedzieć szczerze, że ciekawie to zagrało!).

Przyznam, że jednym z moich wielkich marzeń jest stworzenie nowoczesnego przekładu całości sztuki i wystawienie jej w Polsce. Jedyny istniejący w całości, z roku 1913, ten przygotowany dla Osterwy, jest dziś językowo nieznośny. Nie mogę się tylko zdecydować, czy bawić się w oddanie rymów oryginalnego aleksandrynu, czy też poprzestać na rytmie jakoś tam nawiązującym do tradycyjnego wiersza francuskiego. (I proszę się nie bać, mam na koncie bardzo chwalone przekłady dziewiętnastowiecznej poezji.)

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s