Jak „sodomia” przestała być zbrodnią, a pedofilia się nią stała

W XVIII wieku we Francji spalono na stosie siedmiu „sodomitów”, z czego ostatnim – w roku 1783 – był eks kapucyn znany jako Pascal. Co ciekawe, we wszystkich przypadkach przestępstwu znanemu jako „zgorszenie publiczne” (plus minus czynny homoseksualizm, ale było to nieco bardziej skomplikowane, bo pewne czynności seksualne były karalne nawet w związkach hetero) towarzyszyły inne zbrodnie: morderstwa, gwałt, porwanie. Zasadniczo już za ancien régime’u „sodomia” była w praktyce karana rzadko, mimo że do biur policyjnych (czy protopolicyjnych) przychodziły dziesiątki donosów dotyczących „spraw nieprzystojnych”.

Prawo rewolucyjne z roku 1791 wykreśliło homoseksualizm z listy przestępstw, a Kodeks karny Napoleona (1810) podtrzymał tę decyzję i nawet za ultrakatolickiej burbońskiej Restauracji nie wprowadzono z powrotem penalizacji (wprowadził ją dopiero reżim Vichy podczas II wojny światowej, stąd formalna depenalizacja w 1982 r.).

Co ciekawe, jeden z autorów napoleońskiego prawa, Jean-Jacques-Régis de Cambacérès, był powszechnie uważany za homoseksualistę, co nie zaszkodziło mu zrobić kolosalnej kariery za Republiki (był drugim z trzech konsulów po roku 1799) i Cesarstwa (oprócz autorstwa kodeksów został księciem Parmy i arcykanclerzem). Są, oczywiście, historycy, którzy podważają tezę o orientacji Cambacérèsa, ale on sam nigdy nie zaprzeczał plotkom ani nawet pogłoskom zamierzonym przez przeciwników politycznych (rojalistów) jako oszczercze. Owszem, na rzecz tej opinii mamy głównie – oprócz bezżennego stanu – satyry rojalistyczne i anegdoty (w okresie Restauracji burbońskiej nawiązujących do homoseksualizmu Cambacérèsa karykatur naliczono kilkadziesiąt). Wydaje się jednak, że ci historycy po prostu nie chcą widzieć geja na tak eksponowanym stanowisku w tak „dawnych czasach”. A co do anegdot, już w 1799 roku Talleyrand miał się wyrazić o trzech konsulach per „hic, haec, hoc” (ten – Bonaparte, ta – Cambacérès, to – Lebrun, który w zasadzie nie miał nic do powiedzenia). Niemniej najbardziej znana dotyczy spóźnienia na audiencję u Napoleona. Cambacérès miał się usprawiedliwić następująco: „Sire, byłem w towarzystwie damy”, na co cesarz miał odparować: „Na przyszły raz proszę powiedzieć tej damie: Bierz swój kapelusz i laskę i zmykaj”. Do materiału na pół anegdotycznego należy też polecenie przez samego Napoleona, by Cambacérès znalazł sobie wśród aktorek oficjalną faworytę – dla uspokojenia nieprzychylnych „sodomii” co bardziej konserwatywnych przedstawicieli społeczeństwa. W zasadzie tak naprawdę najmniej istotne jest, jakie naprawdę preferencje miał drugi konsul i arcykanclerz – ważne, że żadne plotki nie przeszkodziły mu w karierze.

Karykatura przedstawiająca Jean-Jacques-Régis de Cambacérèsa oceniającego młodych rekrutów, w tle popiersia Hadriana i Antinoosa, dodatkowo wskazujące na preferencje (ok. 1813/14)

Kodeks Napoleona wprowadził za to kary za pedofilię, a konkretnie za gwałt lub wszelkie inne „nastawania na skromność” (czyli molestowanie) osób poniżej piętnastego roku życia. Karał także po równo gwałt hetero- jak i homoseksualny dokonany na dowolnej płci. Rozszerzył ponadto kary za ekshibicjonizm z samych mężczyzn również na kobiety (wg prawa z 1791 jedynie mężczyźni obnażający się „nieprzystojnie” przed kobietami podlegali karze), głównie ze względu na molestowanie przez te ostatnie np. młodych służących.

Kary za gwałt pedofilski były ciężkie – przymusowe roboty czasowe lub też, co ciekawe, dożywotnie w trzech przypadkach: kiedy gwałcicielem był człowiek mający władzę nad pokrzywdzonym czyli np. był służącym w domu, w którym doszło do gwałtu, lub też był duchownym dowolnej religii. W kwestii służących mogło chodzić o udział w wychowaniu dzieci, a także możliwość szantażowania pracodawców.

W praktyce przez jeszcze dwie dekady sądom zdarzało się orzekać brak przestępstwa, kiedy małoletni wyrażał zgodę na obcowanie, co z jednej strony oczywiście mogło prowadzić do nadużyć, a z drugiej – zapewne brało pod uwagę małżeństwa zawierane w młodym wieku (choć dla XIX w. nie należy tego zjawiska demonizować, wiek małżeński zdecydowanie się podnosi). Nie mam możliwości sprawdzić, jak wyglądały proporcje przyczyn w przypadku takich orzeczeń, ponieważ nikt nie przedstawił takiego studium, wymagałoby więc to szerokiej kwerendy archiwalnej i to głównie na francuskiej prowincji. Należy jednak pamiętać, że nader często postępowe prawo stanowione wyprzedza zmianę nastawienia społecznego, nie wystarczy bowiem zapis prawny, by zmienić ludzkie przyzwyczajenia i uprzedzenia.

W roku 1832, za Monarchii Lipcowej, uregulowano to nieco precyzyjniej, wprowadzając pojęcie „zbrodni pedofilii” (crime de pédophilie). Konkretnie: wszelkie czyny o charakterze seksualnym wobec małoletnich do jedenastego roku życia były traktowane jak gwałt, niezależnie od okoliczności. Powoływano się przy tym na „gwałt moralny”. Oczywiście i tu pozostawało pole do nadużyć dla sędziów, np. uznawano niekiedy samo obnażenie się przed dzieckiem za równoznaczne ekshibicjonizmowi, a nie gwałtowi. Część sędziów – zwłaszcza na prowincji – różnie traktowała też sprawy dotyczące zajść o charakterze hetero- i homoseksualnym. Niemniej w dziewiętnastowiecznej Francji jednym z najważniejszych powodów niechęci do Anglików – z którymi stosunki polityczne były coraz lepsze – było istnienie w Anglii półlegalnych domów publicznych zapewniających pedofilskie uciechy.

Połowa wieku XIX to czas gwałtownego wzrostu zachorowań na syfilis i śmiertelnych przypadków tej choroby – takie AIDS owych czasów, ze względu na związki z życiem erotycznym wywołujące podobne reakcje przeciwko swobodzie seksualnej. Zaowocowało to nawet we Francji pewnym wzrostem histerii na punkcie przestępstw seksualnych. Miało to zresztą dwa aspekty: z jednej strony zaostrzono postępowania przeciwko „zgorszeniom publicznym”, z drugiej – zaczęto kwestie seksualności badać naukowo i medycznie. No i przede wszystkim nadal na tle Anglii (która nieustająco służy za wzorzec traktowania homoseksualizmu w XIX wieku na całym świecie, choć nim nie jest), a także państw niemieckich, Francja była oazą liberalnego prawa i tolerancji wobec „nienormatywnych orientacji”. Młodzieńcy z modnych – hipsterskich, jak by się dziś powiedziało – klubów paryskich nie ukrywali swoich jednopłciowych romansów ani za Drugiego Cesarstwa ani za Trzeciej Republiki, mimo że oba państwa stały dość mocno na pozycji obrony moralności, a zdarzały się i prywatne dramaty ze względu na brak akceptacji rodziny. Oczywiście trudniej było na prowincji, zwłaszcza w społecznościach małomiasteczkowych i wiejskich – tu problemy przetrwały nierzadko do całkiem niedawna, jak w wielu konserwatywnych środowiskach, lekarzom zdarzało się też pisać o homoseksualizmie jako chorobie – niemniej proces Oscara Wilde’a nie mógłby mieć miejsca w dziewiętnastowiecznej Francji, bo prawo by na to nie pozwoliło.

Nawet najsłynniejsza sprawa czyli omal nie zakończona tragicznie kłótnia między kochankami Arthurem Rimbaudem i Paulem Verlaine’em w 1873 roku nie była sprawą o ich romans, ale o strzelaninę w związku z zamiarem zerwania związku przez Verlaine’a, czyli o to, że Verlaine ranił Rimbauda w afekcie. Choć oczywiście część konserwatywnej prasy, a także czynniki oficjalne w Brukseli, gdzie rzecz miała miejsce, usiłowały ogrywać „nieprzystojne skłonności” obu poetów.

<spoilers> Jedna z głównych pozytywnych bohaterek Hrabiego Monte Christo Aleksandra Dumasa, Eugenia Danglars – skądinąd córka jednego z czarnych charakterów, ale przez autora/narratora traktowana z wielką sympatią i dostająca happy end – jest ewidentnie lesbijką, choć oczywiście w kręgach krytyki literackiej trwają na ten temat spory. Druga opcja: jest całkowicie aseksualna. Osobiście skłaniam się ku pierwszej tezie, a przeciwko niej są głównie wypowiedzi anglojęzyczne, a akurat Anglosasi mogą mieć problem z wyobrażeniem sobie, że homoseksualizm w połowie XIX w. nie był problemem. W samej powieści nie mówi się o tym wprost, ale o ile wypowiedzi na temat małżeństwa i tradycyjnych ról społecznych można potraktować jako deklarację wolności artystycznej i aseksualizmu, o tyle zarówno nawiązania do Safony jak opis związku z najbliższą przyjaciółką, z którą w końcu Eugenia ucieka (w męskim przebraniu), są dość jasnym wskazaniem. </spoilers>

Oczywiście zarówno prawo, jak i praktyka znajdowały krytyków wśród konserwatystów różnej maści, a jednostki – nawet z policji, która powinna być bezstronna – pozostawiły świadectwa niechęci do „sodomii”, ale nie byli oni w stanie wpłynąć na sytuację prawną. Sytuację dokumentalną, zwłaszcza raportów policyjnych, komplikują dodatkowo dwie sprawy. Po pierwsze w przypadkach denuncjacji nieprzystojnych zachowań nader często używa się terminu „pederastia”, co może wskazywać na stosunki zabronione przez prawo przeciwko pedofilii, a nie homoseksualizm jako taki. Sprawy sądowe z kontekstem homoseksualnym ujawniają, jak w XVIII wieku, podłoże istotnie kryminalne, z tym że mniej tu zbrodni, a więcej wykroczeń przeciwko moralności publicznej, zwłaszcza ekshibicjonizmu, który w ostatnich dekadach wieku zaczyna być traktowany jako zaburzenie psychiczne.

Po drugie połowa XIX wieku to rozkwit męskiej prostytucji – kandydaci do najstarszego zawodu świata rekrutowali się głównie z kręgów robotniczych i wojskowych, a tu niejednokrotnie dochodziło do nadużyć. W obu przypadkach mówi się głównie o ekonomicznym podłożu takich decyzji, ale dokumenty prywatne niekoniecznie to potwierdzają. Jedyne opracowanie oparte na źródłach, pochodzi z roku 1979 i nie do końca rozróżnia odcienie, być może więc czas raz jeszcze przewietrzyć archiwa.

Na dodatek jak na ironię, najmłodszy z synów ultrakonserwatywnego premiera Karola X, jednego z polityków najbardziej znienawidzonych w historii Francji, Julesa de Polignac, książę Edmond de Polignac, nie tylko stał się modelem dla barlona de Charlus w „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta (powieści pełnej nieheteronormatywnych bohaterów i zachowań), ale też sam będąc zdeklarowanym gejem zawarł małżeństwo ze zdeklarowaną lesbijką, Amerykanką Winnarette Singer, dziedziczką fortuny maszyn do szycia. To białe małżeństwo było udanym związkiem, ponieważ oboje państwo de Polignac pasjonowali się muzyką (Edmond był cenionym nowatorskim kompozytorem). Winaretta wiele lat po jego śmierci wyszła trzeci raz za mąż i miała dzieci.

14 comments

  1. […] Cóż, pomyliliście Napoleona z Heliogabalem. Co więcej, powód, dla którego ten ostatni otaczał się wysokimi i muskularnymi żołnierzami, głównie germańskimi, był zgoła odmienny. Brytyjczycy nazywali go „występkiem helleńskim”, znany był też pod nazwą „sodomii”. Kodeks karny Napoleona z 1810 roku potwierdził wprowadzoną za rewolucji depenalizację takich preferencji i zachowań, ale sam Napoleon nie był szczególnie zainteresowany zagadnieniem. Więcej tutaj. […]

    Polubienie

  2. A można jakieś konkrety w sensie tych zastrzeżeń? Dwóch pierwszych terminów używam w znaczeniu przybliżonym do tego, jak funkcjonowały w epoce (w dużym przybliżeniu postępowy versus reakcyjny), trzeciego z zaznaczeniem, że to anachronizm.

    Polubienie

  3. O twórcy dandyzmu pisałam osobno, ale nie widzę powodów, żeby nie używać – z zastrzeżeniem, że są anachroniczne – terminów bardziej czytelnych dla współczesnego odbiorcy, zwłaszcza młodego. Ludzie nader często mają poczucie, że dawne czasy były napuszone i bardzo inne od naszych. (Starożytni przechadzali się w togach po agorze i dyskutowali o filozofii – a przecież wtedy też byli „hipsterzy” czy „dandysi” – tu akurat chyba współczesny nam termin byłby lepszy, a były przecież i greckie określenia pewnych typów zachowań). No i właśnie dlatego, że hipster w zasadzie nie różni się niczym od dandysa, młody czytelnik może lepiej zrozumieć, że wtedy żyli tacy ludzie jak teraz, mimo wszelkich różnic. Oczywiście, mogę wyedytować i dopisać, że nazywano ich wówczas dandysami, mogę dać nawet odnośnik do odpowiedniej notki. Może nawet to zrobię, bo zawsze jakaś autoreklama 😉 Pozdrawiam!

    Polubienie

  4. Nie, dandys w swoich czasach był dokładnie odpowiednikiem dzisiejszego hipstera. Pochodzenie społeczne i finanse nie grały tu roli (polecam notkę o Beau Brummelu). Dandys był oryginałem, w jakimś tam stopniu buntownikiem wobec zasad społecznych, choć jednocześnie w nich funkcjonował (jak hipster, bo hipster nie jest anarchistą, ale raczej oryginałem, który chce na siebie zwracać uwagę). Na polskiej wiki jest wyjątkowo dobry artykuł, gdzie hipstera jest porównana z dandyzmem. Oczywiście, że pełnego znaku równości nie ma, bo czasy są równe, ale to społeczne odpowiedniki. Myślę, że myli pan dandysa ze złotą młodzieżą – owszem, wśród tej ostatniej było sporo wyznawców dandyzmu, ale to nie to samo. Dziś też większość hipsterów to raczej ludzie, którzy nie przymierają głodem, bo taki styl życia wymaga pewnych nakładów.

    Polubienie

  5. Pewne naklady sa potrzebne. Ale reszte mozna zastapic umiejetnosciami, smakiem, oryginalnoscia, nakladem czasu, itd..
    Mozna isc do vintage store, wybrac kilka rzeczy i stworzyc „wlasny styl”. Jak mini spodniczka – wiecej za mniej. Ale ma pani racje ze takze trust fund kids moga uczestniczyc w tej zabawie.

    Polubienie

  6. Przeczytalem jeszcze raz wpis o Beau Brummellu. Co sie zgadza to ze on definiowal co bylo „cool” w zakresie mody. Ale sprowadzanie tego wszystkiego do mody to jest slizganie sie po powierzchni.

    Polubienie

Dodaj komentarz