Ten tekst jest swego rodzaju ostrzeżeniem dla kolekcjonerów. Czasami mylą się nawet profesjonalni eksperci domów aukcyjnych, a tym bardziej nie zawsze należy ufać opisom sprzedawców na eBayach i tym podobnych serwisach. Winny pomyłce bywa podpis umieszczony na przedmiocie lub w jego dokumentacji przez poprzedniego właściciela, ale czasem mamy do czynienia z nierzetelnością ekspertów – w ten sposób do zbiorów jednego z największych europejskich muzeów trafiła marna dwudziestowieczna kopia miniatury, która od dawna znajdowała się w zbiorach innego wielkiego muzeum. Kopia, dodajmy, wykonana prawdopodobnie na podstawie katalogu kolekcji, w której oryginalna miniatura znajdowała się przed zakupem przez to drugie muzeum.
Do napisania tej notki skłonił mnie jednak upór, z jakim przedstawiający się jako profesjonalny antykwariusz amerykański użytkownik eBaya wystawia całkiem ciekawy obrazek z błędnym podpisem. Pisałam do niego kilkakrotnie sprostowanie, ale bezskutecznie.

Ta ładna skądinąd litografia ma od kilku lat na eBayu opis „1800s Super Rare Hand Colored French Napoleon Son. The Eaglet” czyli ” XIX w., super rzadkość, ręcznie kolorowany, francuski, syn Napoleona, Orlątko”. Do tego bardzo wysoka cena: obecnie 4000 dolarów, a było wyżej.
Tak naprawdę w tym opisie niewiele jest prawdą. Po pierwsze nie jest to litografia kolorowana ręcznie, ale drukowana w kolorze. Jest rzadka, to prawda. I na pierwszy rzut oka można uznać dziecko z obrazka za Orlątko z wczesnych portretów Isabeya (proszę zerknąć na pierwszy obrazek w galerii poniżej). Niemniej zarówno dobre jak i marne czy też wykonane w innej technice kopie tego Isabeya (dalsze obrazki w galerii) zachowują bardzo charakterystyczny element: zawinięte nad czołem krótsze loki. Nie ma tego na omawianym obrazku, co już może budzić wątpliwość. Niemniej ten argument łatwo odrzucić, bo są też inne portrety, gdzie uczesanie jest nieco inne. Marnym argumentem jest też kwestia rysów, różniących się od tego, co widzimy u Isabeya. Zwłaszcza późniejsze ryciny, a tym bardziej litografie często „zmiękczały” czy też „usładzały” rysy, a dzieci w tym wieku ogólnie wyglądają dość podobnie, zwłaszcza jeśli je uczesać i wystylizować zgodnie z arystokratyczną modą epoki.
Drugim, ważniejszym elementem jest jednak strój, zawierający bardzo wyraźny szkocki akcent: tartanową szarfę. Nie ma żadnego portretu Orlątka, na którym pojawiałby się taki element, ponieważ nie ma do tego powodu. Jedyne plotki, jakoby Książę Reichstadtu postawił stopę na ziemi brytyjskiej, dotyczą zamku w Warwick, księcia w wieku nastoletnim, no i przede wszystkim są klasycznym fake newsem. Do tego prosta tunika i kapelusz, w jakim również nigdy nie portretowano Orlątka. Szpada też nie wygląda jak żadna znana należąca do Napoleona, ale ten element ikonografii jego syna rzadko bywa realistyczny. Symbolu na sprzączce pasa nie widać, a mógłby być decydujący. (Albo nie). Podpis „Young Prince” („Młody Książę”) też nic nie mówi; Orlątka tak nie podpisywano nawet na grafikach angielskich i amerykańskich, ale nie byłoby to całkiem niemożliwe.
A zatem za kluczowy należy uznać ten szkocki strój, bo on najwyraźniej jest tu wskazaniem na tożsamość dziecka. Na wszelki wypadek, ze względu na podpis, sprawdziłam młodzieńcze portrety Bonnie Prince Charlie (Charlesa Edwarda Stuarta, znanego też jako Young Pretender czy Young Cavalier, jakobickiego pretendenta do tronu brytyjskiego po roku 1766), ale oczywiście są one utrzymane w osiemnastowiecznej manierze (peruczka i elegancki strój), nie ma wcześniejszych niż chłopca mniej więcej dziesięcioletniego i nie ma też na żadnym elementów szkockich.
Szkocja jednakowoż ma istotne znaczenie dla innego młodego księcia i to niewątpliwie francuskiego. Po rewolucji 1830 roku i wygnaniu Burbonów rodzina Karola X znalazła tymczasowe schronienie – do roku 1832 – w pałacu Holyrood w Edynburgu. Był wśród wygnańców książę Bordeaux, wnuk Karola X, syn księcia de Berry, zwany „dzieckiem cudu”, ponieważ księżna de Berry urodziła syna siedem miesięcy po tym, jak jej mąż zginął w zamachu. Znany później, bo żył długo, jako hrabia Chambord albo legitymistyczny pretendent Henryk V. Otóż da się znaleźć dziecięce portreciki przedstawiające księcia Bordeaux z wyglądem przypominającym wcześniejsze portrety Króla Rzymu (proszę jednak zwrócić uwagę na subtelne różnice uczesania – fryzura z pierwszego obrazka w galerii poniżej jest wypisz wymaluj jak z omawianego). Ogólnie sporo rycin przedstawiających Orlątko znajduje odpowiedniki w ikonografii księcia Bordeaux, ale to temat na osobny wpis. Są też obrazki ukazujące go w szkockim kontekście, a nawet stroju i to zarówno takie, gdzie wiek – 10-12 lat w czasie pobytu w Holyrood – się zgadza (nr 2), jak i jest zdecydowanie zaniżony (nr 3). Prostota kostiumu może nawiązywać do ikonografii księcia jako wygnańca-pielgrzyma.
Oczywiście napisałam już ponad rok temu (a potem jeszcze dwa razy, w serwisie i na zdobyty od amerykańskiej znajomej mail), bo wtedy przeprowadziłam to śledztwo, do właściciela eBayowego obrazka, wykładając wszystko powyższe wraz z ilustracjami. Dostałam w odpowiedzi jedynie „thank you”. I tu dochodzimy do wątku kolekcjonerskiego. Otóż podejrzewam, że antykwariusz-właściciel liczy na to, że napoleońskie obrazki dobrze się sprzedają i w końcu ktoś to kupi. Tymczasem moje doświadczenie (o czym napisałam mu ponawiając po roku informację, że nadal z uporem źle opisuje ten obrazek) z obserwowania aukcji jest takie, że ponieważ portretów, zwłaszcza z czasów wygnania, księcia Bordeaux jest mniej niż Orlątka, są one… droższe. Na niedawnej aukcji domu Osenat szły za tysiąc do kilku tysięcy euro. Może litografia (druk sam w sobie tani i masowy) nie osiągnęłaby aż tak zawrotnej ceny, ale wśród kolekcjonerów o nastawieniu na pamiątki rojalistyczne na pewno znalazłby się kupiec, bo obrazek jest ładny i rzadki.
PS. Po kolejnym mailu, gdzie napisałam o wynikach aukcji pamiątek rojalistycznych, uparty eBayer w końcu zmienił opis. Przy okazji podnosząc cenę o kolejne 2 tysiące dolarów. Przy takim nastawieniu chyba nigdy tego nie sprzeda…
Źródła ilustracji: muzeum Malmaison, gazette Drouot, Proantic, eBay, kolekcja własna