Rzadko się zdarza, żeby narodzinom i wczesnym latom uczonego towarzyszyły autentycznie „cudowne” legendy, a jednak. Jean-François Champollion urodził się 23 grudnia 1790 roku, kiedy jego matka miała czterdzieści dziewięć lat, od dłuższego czasu cierpiała na reumatyzm i ledwie chodziła. Wedle legendy w roku 1789 została uleczona przez wieśniaka-cudotwórcę, znanego jako Jacquou le Sorcier czyli Kuba Czarownik, który w dodatku zapowiedział jej narodziny siódmego dziecka (poprzednia szóstka urodziła się w latach 1773-82, przeżyła czwórka). To siódme dziecko miało „przynieść chwalę rodzinie”.

Na dodatek mały Jean-François miał ponoć od urodzenia bardziej oliwkową cerę i ciemniejsze włosy od reszty rodzeństwa, co nadawało mu lekko orientalny wygląd – w sam raz dla przyszłego egiptologa… Powodowało to, rzecz jasna, również plotki, bo po prawdzie oboje rodzice byli już wówczas w wieku niekoniecznie rozrodczym, zwłaszcza jak na owe czasy. No więc podejrzewano, że matką Jeana-François była pewna piękna Cyganka z Beaucaire, gdzie zdarzało się bywać jego ojcu. Ewentualnie, że w ogóle nie był dzieckiem żadnego ze swoich oficjalnych rodziców. Świadczyć o tym miałby również brak śladów bliższych kontaktów z rodzicami podczas nauki w Grenoble – a Champollion zasadniczo prowadził bogatą korespondencję przez całe życie – a także plotki o złych stosunkach między ojcem a synem, kiedy ten drugi został zesłany w rodzinne strony podczas „białego terroru” drugiej Restauracji. A stało się to dlatego, że podczas Stu Dni obaj bracia bardzo mocno opowiedzieli się za powrotem Napoleona, spotkali się osobiście z cesarzem w Grenoble, a Jacques-Joseph nawet został jego tymczasowym sekretarzem. Jean-François jeszcze po Waterloo pisał zaś pod arabskim pseudonimem Saghir („mały/młodszy” – od rodzinnego przezwiska „Cadet” czyli właśnie „młodszy [z braci” czyli „Młody”) ostre antyburbońskie pamflety.
Co ciekawe, opowieści o Kubie Czarowniku pochodzą m.in. od bliskich współpracowników Champolliona z lat jego wypraw do Egiptu, a zatem ich źródłem mógł być sam uczony. Najbardziej szaloną teorią jest jednak ta, że Jean-François był wcieleniem starożytnego Egipcjanina, którego nieśmiertelna dusza Ka zawędrowała do Francji.
Człowiek, który odczytał egipskie hieroglify, urodził się mianowicie w miasteczku Figeac w południowej Francji, w rodzinie księgarza i umiarkowanego jakobina. (W jednej z kamienic należących do ojca znajduje się muzeum). Związany był jednak – zarówno pochodzeniem rodziny ze strony ojca, jak i własną biografią – z odległym Delfinatem, krainą położoną u podnóży Alp. Jego o dwanaście lat starszy brat Jacques-Joseph, też uczony, który przez większość życia miał stanowić dla młodszego wsparcie zarówno naukowe jak i życiowe, wyjechał w 1798 roku na studia do Grenoble. Jean-François dołączył do niego trzy lata później. Jacques-Joseph ponoć jako jeden z nielicznych miał cierpliwość do trudnego charakteru Jeana-François, który dziś być może zostałby uznany za dziecko ze spektrum autyzmu albo ADHD, albo jednym i drugim. Podobno nie potrafił skupić się na dłużej na regularnej szkolnej nauce, za to obsesyjnie uczył się tego, co go interesowało, był kapryśny i nieprzeciętnie empatyczny wobec cierpienia, nieznoszący (przez całe życie) wszelkich form przemocy.
Podobno miał też od dziecka niezwykły talent do języków i nauk humanistycznych – czytać nauczył się sam w wieku pięciu lat – za to nie był w stanie opanować matematyki i… ortografii. Z tą nauką czytania też jest związana legenda, pięknie korespondująca z późniejszym odczytaniem pisma egipskiego. Mianowicie chłopiec, obdarzony fenomenalną pamięcią, miał znać na pamięć modlitewnik swojej matki i następnie nauczyć się zapisu języka, sylab i alfabetu poprzez porównywanie tego, co pamiętał ze słuchu z tym, co było wydrukowane. Następnie w wieku lat pięciu zaskoczył rodzinę, czytając już płynnie.

Na pograniczu historii i legendy można usytuować opowieść, jakoby jako raptem jedenastolatek, tuż po przybyciu do Grenoble, chłopak otrzymał od krewnego, André Champolliona, oficera należącego do korpusu wojskowego wyprawy egipskiej, rycinę z kopią kamienia z Rosetty. Jakkolwiek Jean-François akurat Egiptem zainteresował się dopiero kilka lat później, kraj ten był w rodzinie Champollionów obecny dość wcześnie: starszy z braci, znany nam już Jacques-Joseph, marzył o zaciągnięciu się na ekspedycję Bonapartego w korpusie uczonych, ale niestety nie zdołał uzyskać dostatecznie mocnego poparcia. Niewykluczone więc, że ów krewny istotnie podarował braciom ryciny z zabytkami odkrytymi w Egipcie, ale zainteresował się nimi najpierw starszy Champollion. Jedno jest pewne: założony podczas wyprawy Instytut Egipski dostrzegł potencjał drzemiący w tej konkretnej steli, ponieważ poświęcił jej osobną wiadomość, w której napisano m.in. „Kamień ten jest niezwykle interesujący dla studiów nad pismem hieroglificznym; być może nawet okaże się w końcu do niego kluczem”. Jean-François miał szanse znać tę notatkę – wiemy bowiem, że ten konkretny numer Courier d’Égypte znajdował się w posiadaniu Jacquesa-Josepha.
Być może to zatem nie Ka jakiegoś starożytnego Egipcjanina, ale pasja uwielbianego starszego brata – nieważne rodzonego, przyrodniego czy też przybranego – sprawiła, że kilka lat później losy Jeana-François nierozerwalnie związały się z Egiptem. O najważniejszych osiągnięciach już na polu egiptologii napiszę osobno, bo osobnej notki warta jest nie tylko historia odczytania hieroglifów.
[…] jednak znanym pokłosiem tej wyprawy będzie odczytanie w roku 1822 hieroglifów egipskich przez Jeana-Françoisa Champolliona, skądinąd zagorzałego zwolennika Cesarstwa, który w pierwszych latach Restauracji miał z tego […]
PolubieniePolubienie