Zazdrość i matematyka

Niedawno było o wielkiej dziewiętnastowiecznej damie matematyki, więc dziś o człowieku, który stanowi przykład stereotypu o matematykach – genialnych meteorytach, szybko się wypalających. Tyle że o obchodzącym dziś urodziny Nielsie Henriku Abelu (1802-1829) nie da się powiedzieć, czy miał szanse osiągnąć więcej niż osiągnął przez raptem sześć lat naukowej działalności – zmarł na gruźlicę w wieku dwudziestu sześciu lat, pozostawiając „pracę dla matematyków na pół tysiąclecia”, jak wyraził się o nim jeden ze współczesnych. (W szczegóły naukowe się jak zwykle nie wdaję, bo się nie znam, ale do dziś znane są „funkcje Abela”).

Abela przywołuję jednak z innego powodu. Wydawać by się mogło, że nieczyste zagrania w nauce to klątwa naszych czasów, efekt pleniącej się w życiu akademickim punktozy, fetyszy impact factorów i cytowań. Wydawać by się mogło, że piękne czasy, kiedy rodziła się nowoczesna nauka, a uczeni byli autentycznymi fascynatami tego, czym się zajmowali, była – może nie wolna, ale nieco mniej skażona takimi problemami. Nic takiego i Abel jest tego przykładem.

Po rozpoczęciu obiecującej kariery akademickiej wyruszył w roku 1825 z rodzinnej Norwegii i biedy piszczącej w rodzinnym domu po śmierci ojca, pastora, w podróż po Europie – zwiedził w krótkim czasie imponujący jej kawałek, w tym Alpy z grupą przyjaciół zafascynowanych geologią. Nawiązał w niemieckich miastach uniwersyteckich znajomości naukowe, między innymi z Carlem Friedrichem Gaussem (tym od m.in. „krzywej/rozkładu Gaussa”), a następnie ruszył na podbój Paryża – chciał przedstawić swoje wyniki tamtejszej śmietance matematycznej.

I tam właśnie spotkała go przykrość – jeden z najwybitniejszych profesorów, na którego wsparcie w Akademii liczył, Augustin Louis Cauchy, był pod tak ogromnym wrażeniem prac młodego Norwega (ich zawartości i obszerności), że… wrzucił je na dno szuflady, w obawie, że geniusz i sława Abela przyćmi jego własną gwiazdę. Abel na próżno czekał na zaproszenie do Akademii i w końcu wyjechał do Berlina, choć niestety na krótko.

Wrócił do Norwegii w roku 1826 i szybko zapadł na gruźlicę (wg części biografów zachorował już w Paryżu i to było powodem wyjazdu), w ojczyźnie jednak zdążono o nim jako obiecującym naukowcu zapomnieć – dostał jedynie posadę korepetytora w szkole wojskowej. Nadal pracował naukowo, lecz niedługo po powrocie zmarł. Nie zdążył poślubić narzeczonej, z którą zaręczył się jeszcze przed wyjazdem, nie zdążył zobaczyć wielkiej sławy swoich prac. Nie zdążył też objąć katedry w Berlinie – list informujący go o tym sukcesie został napisany dwa dni po jego śmierci, bo oczywiście uczeni w Niemczech jeszcze o tym nie wiedzieli.

Francuska Akademia przyjęła jego „Memoire de Paris” w roku 1830 i wtedy pośmiertnie przyznała mu naukowe grand prix – trochę nie miała wyboru i trzymać prac w szufladzie się dłużej nie dało, bo Abel zdołał tuż przed śmiercią opublikować dwustronicowe streszczenie tego, co przekazał Cauchy’emu.

W 2003 roku, ponieważ Nagroda Nobla nie obejmowała matematyki, stworzono Nagrodę Abela, żeby to nadrobić.

A żeby dodać jakiś drobiazg stricte napoleoński – zgodę na wyjazd Abela w podróż po Europie wydał w 1825 roku osobiście król Karol XIV Jan, czyli były marszałek Bernadotte.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s