Dziś wycieczka w dalekie regiony połowy XIX wieku… Z dzieciństwa przeżytego w rodzinie teatromaniaków pamiętam tytuł Żołnierz królowej Madagaskaru i frazę z tej sztuki – „Bój się Boga, Mazurkiewicz!” Sztuka z roku 1936 jednak z Madagaskarem nie ma zbyt wiele wspólnego*, ale przypomniała mi się, kiedy przeczytałam, że dziś rocznica śmierci jednej z najbardziej fascynujących kobiet XIX wieku. Królowej Madagaskaru właśnie, Ranavalony I.

Królowa objęła tron w roku 1828 po śmierci męża, Radamy I, drugiego z władców królestwa Madagaskaru, które powstało na centralnym obszarze wyspy na przełomie XVIII i XIX wieku (dokładne daty nie są znane) jako spadkobierca tworu politycznego z wieku XVI, królestwa Imerina. Rządziła do śmierci w roku 1861 i dziś uważana jest za najwybitniejszą władczynię tej wyspy.
Dominantą jej rządów było z jednej strony rozszerzanie własnego władztwa, z drugiej – walka z rosnącymi wpływami europejskimi na Madagaskarze, walka przede wszystkim o zachowanie lokalnej tożsamości. W wielu łatwo dostępnych polskich źródłach można przeczytać lakoniczne stwierdzenia o prześladowaniach religijnych i niewiele więcej. Tymczasem Ranavalona słusznie widziała w gwałtownie rozszerzających działalność pod koniec panowania jej męża i na początku jej własnego misjonarzach, głównie brytyjskich i francuskich, ludzi mniej lub bardziej celowo przygotowujących grunt pod coraz większe wpływy, zwłaszcza ekonomiczne, i kolonizację wyspy.
Była jednak przy tym świadoma, że część przywiezionych przez Europejczyków rozwiązań, zwłaszcza systemy edukacyjne, ale także kontakty handlowe, są dla Madagaskaru i jego ludności korzystne. Potrafiła nawet zapewnić wyspie zwiększoną obronność mimo zerwania niekorzystnych w szerszej perspektywie kontraktów na europejską broń – zatrudniła do stworzenia miejscowego przemysłu zbrojeniowego francuskiego inżyniera, rozbitka na jednej z sąsiednich wysp. Rozwijała też inne gałęzie przemysłu, m.in. hutniczego, ale też produkcję porcelany czy mydła.
Od roku 1831 starała się ograniczać wpływy misjonarzy, które pod koniec rządów jej męża bardzo znacząco wzrastały, a w 1835 formalnie zakazała swoim poddanym przechodzenia na chrześcijaństwo. W roku 1836 wydała dekret zwany „26 lutego”, w którym dziękowała Europejczykom za szerzenie wiedzy i umiejętności i zapewniała o ich wolności obyczajów i wyznania:
Do wszystkich Europejczyków, Anglików lub Francuzów. (…) Obiecuję wam, że możecie żyć wedle swoich obyczajów. Nie lękajcie się, nie zamierzam zmieniać waszych przyzwyczajeń. Jeśli jednak zobaczę, że moi poddani zamierzają zmieniać zasady ustanowione przez dwunastu wielkich królów, moich poprzedników, nie zgodzę się na to. (…) Jest chwalebne, że pragniecie zapoznawać mój lud z nauką i mądrością, ale jeśli chodzi o naruszanie zwyczajów przodków, to próżne próby – będę się im opierać z wszystkich sił. Jeśli zaś chodzi o religię, zabraniam moim poddanym brać udział w zgromadzeniach w niedziele i inne dni, pozostawiam jednak wam, Europejczykom, wolność, by robić, co chcecie.
Oczywiście, ponieważ misjonarze zdążyli wcześniej nawrócić sporą część ludności (to przyspieszenie zadecydowało o krokach podjętych przez królową), nastąpiły prześladowania. Niemniej obraz „okrutnej” czy wręcz „szalonej” królowej to propaganda dziewiętnastowieczna, wyprodukowana przez Europejczyków. Realne prześladowania miały głównie charakter ekonomiczny, na bezpośrednią śmierć skazano kilkadziesiąt osób, a przerażające obrazy stosów i innych egzekucji miały podgrzewać opinię w Europie. Do dziś głównym źródłem do tych prześladowań pozostają wspomnienia brytyjskiego misjonarza Cummingsa, wydane w 1878 roku, dalekie od obiektywizmu.
Propaganda ukształtowała także negatywny obraz stosunków dyplomatyczno-gospodarczych z Europą, które w rzeczywistości niewiele ucierpiały. Negatywne, zwłaszcza populacyjnie skutki rządów królowej wiązały się w równym stopniu ze skazaniami na przymusowe roboty oraz wyprawami wojennymi w obrębie wyspy. Sama Ranavalona I utrzymywała przyjazne stosunki z wieloma misjonarzami, których umiejętności i wiedzę uznawała za przydatne dla państwa, wykorzystywała też niewątpliwie na swoją korzyść rywalizację brytyjsko-francuską o wpływy na Madagaskarze.
Czarną legendę Ranavalony I podsycali jej następcy, którzy coraz bardziej uzależniali się od Europejczyków. Dziedzictwo królowej upadło ostatecznie, kiedy Ranavalona II (rządy 1868-1883) zerwała z obyczajami przodków, spaliła królewskie idole i narzuciła najpierw swojemu dworowi, a następnie wyspie chrześcijaństwo. Jej następczyni, Ranavalona III, była ostatnią królową w latach 1883-1897 i nie zdołała oprzeć się kolonizacji przez Francję. Dwie ostatnie władczynie oglądamy na fotografiach już w sukniach „wiktoriańskich”, całkowicie zeuropeizowane.
* Ta farsa/wodewil Juliana Tuwima z roku 1936, na motywach zapomnianej komedii Stanisława Dobrzańskiego z 1879 roku, święciła w międzywojennej Polsce ogromne triumfy, ale Madagaskar – który pod koniec lat trzydziestych XX w. rozgrzewał serca imperialnie nastawionych Polaków jako potencjalna kolonia** – pojawił się już w oryginalnym tekście i w obu wersjach był równie pretekstowy. Żołnierz królowej Madagaskaru w obu wcieleniach to bowiem farsa o pruderyjnym i świętoszkowatym prowincjonalnym adwokacie, który zbiegiem różnych okoliczności wplątuje się w różne obyczajowe tarapaty, wpada w sidła pięknej femme fatale, a w tle tego wszystkiego przewijają się przygotowania do wystawienia fikcyjnej operetki czy komedii pt. Żołnierz królowej Madagaskaru. Trudno powiedzieć, czy Dobrzyński miał na myśli cokolwiek konkretnego wymyślając ten tytuł – na ile zdołałam zorientować się z tekstu dostępnego jedynie w postaci zeskanowanego rękopisu, Madagaskar ani jego królowa nie grają w sztuce żadnej większej roli. U Tuwima już nieco bardziej (choć tu w ogóle nie udało mi się dotrzeć do tekstu, bazuję na recenzjach), o czym świadczy choćby jedna z piosenek, bo przecież w roku premiery słuchy o wyprawie sondującej kolonialne plany musiały już chodzić – miała ona miejsce w 1937 roku. A w roku 1939, kiedy według Tuwima nakręcono film, Arkady Fiedler, który podążył w ślady wyprawy rządowej, wydał książkę Jutro na Madagaskar, oceniającą te plany.
** To już historia nie dość, że skomplikowana, to na dodatek zupełnie niewchodząca w zakres tego, o czym tu piszę. Niezłe popularne opracowanie można znaleźć online tutaj:https://tvn24.pl/…/zydzi-kawa-i-lemury-tak-polacy-mieli…