
Koniec XVIII wieku to we Francji i nie tylko szaleństwo na punkcie lotów balonem. Wszystko zaczęło się w 1783 roku, kiedy to najpierw bracia Joseph-Michel i Jacques-Étienne Montgolfierowie skonstruowali pierwszy w pełni funkcjonalny balon na podgrzewane powietrze (nazwany montgolfierą), a następnie Jacques Alexandre Charles zaprezentował balon napełniany wodorem, który miał się okazać wynalazkiem wygodniejszym i pewniejszym. Jeszcze w tym samym roku Montgolfierowie zorganizowali pierwszy lot „załogowy” (z udziałem zwierząt: owcy, kaczki i koguta, ponieważ obawiano się, czy zawrotne wysokości, jakie uzyskiwały owe pierwsze balony nie zaszkodzą organizmom żywym; wszystkie zwierzęta przeżyły zarówno lot jak i lądowanie), potem zaś ludzcy aeronauci zaczęli się ścigać, kto wzbije się najwyżej. Jeszcze w owym pionierskim roku przekroczono 500 m.
W rezultacie świat zakochał się w możliwości latania. W Paryżu zaczęto organizować loty dla zamożnych śmiałków, choć początkowo tylko balonami na uwięzi. Moda rozprzestrzeniała się na Europę, np. w Krakowie już w 1784 roku dokonano pierwszych eksperymentów baloniarskich, a wśród uczonych, którzy brali w nich udział był m.in. Jan Śniadecki.

Kobiety bardzo szybko znalazły się wśród pasażerek lotów na uwięzi: w 1784 roku markiz de Montalambert zabrał na taką „przejażdżkę” balonem na gorące powietrze nad Paryżem cztery panie ze swojej rodziny. Do balonu na gaz i bez uwięzi jako pierwsza wsiadła w Lyonie Élisabeth Tible, o której niewiele wiadomo: przedstawiana jest w źródłach jako modystka lub śpiewaczka. Obie wersje pasują do przekazów o jej locie: miała być przebrana w teatralny kostium i śpiewać arie operowe – a wszystko na cześć goszczącego akurat w Lyonie króla Szwecji, Gustawa III. Pani Tible wraz z towarzyszącym jej malarzem nazwiskiem Fleurant zostali następnie zaproszeni na królewski bankiet, gdzie skręcona podczas trudnego lądowania kostka madame była bezskutecznie leczona za pomocą mesmeryzmu.

Kolejną kobietą, o której locie mamy pewne dane, była Célestine Henri, znana też jako Citoyenne Henri. Niewiele zresztą brakło, a jej lot by się nie odbył. Kiedy André-Jacques Garnerin, znany jako wynalazca spadochronu i człowiek, który jako pierwszy pokazał jego zastosowanie, postanowił w 1798 roku zabawić żądną nowości paryską publiczność lotem w towarzystwie młodej dziewczyny (reklamowanej jako „pierwsza kobieta w przestworzach”, mimo że nie było to prawdą), przeciwko temu pomysłowi zaprotestowała policja. I to wcale nie z powodów obyczajowych, ale… zdrowotnych. Wprawdzie nieszkodliwość wznoszenia się na osiągane wówczas wysokości potwierdziły loty zwierząt i ludzi (nie tylko mężczyzn!), paryscy decydenci obawiali się, czy pęd powietrza, zmiana wysokości i inne towarzyszące lotowi niebezpieczeństwa, nie okażą się szkodliwe dla kobiecego organizmu (pamiętacie zakaz skoków narciarskich dla kobiet? to dokładnie to samo rozumowanie) oraz czy ewentualne złe samopoczucie pasażerki nie narazi obojga na niebezpieczeństwo. Kiedy Garnerin zaprotestował, podniesiono również argument moralnościowy i Le Moniteur grzmiał, że „spektakle, w których dwie osoby przeciwnej płci unoszą się w powietrze, są nieprzyzwoite”. Aeronauta nie poddał się, ale zażądał wsparcia naukowców i deputowanych, aż w końcu po interwencji ministra spraw wewnętrznych Le Moniteur uległ i przyznał, że „w widoku dwóch osób odmiennej płci wznoszących się razem w powietrze nie ma nic bardziej skandalicznego niż w widoku takiej dwójki wsiadającej razem do powozu”. Uznano też, że dorosłej kobiecie nie można zabraniać robić tego, co robią mężczyźni i pokazywać odwagi. Lot mademoiselle Henri się odbył, a dwudziestolatka, o której poza tym wiadomo jeszcze mniej niż o pani Tible, przez pewien czas była paryską celebrytką.

Garnerin ożenił się jednakowoż z Jeanne Labrosse, która również towarzyszyła mu w lotach, a ponadto w roku 1799 jako pierwsza kobieta wykonała skok ze spadochronem. Natomiast jego bratanica, Élisa Garnerin, została „zawodową” spadochroniarką. Skakała z wysokości tysiąca metrów, miała w programie popisy niemalże akrobatyczne, występowała w całej Europie, wykonała w sumie 39 skoków.

Prawdziwą damą lotnictwa miała jednak stać się Sophie Blanchard, druga żona Jeana-Pierre’a Blancharda, jednego z pionierów latania balonami bez uwięzi, latania niemalże, jakbyśmy dziś powiedzieli, „sportowego”. Blanchard był prawdziwym celebrytą baloniarstwa: jeździł z pokazami po całej Europie (występował m.in. w Warszawie), jako pierwszy przeleciał w 1785 roku nad kanałem La Manche, eksperymentował z zabezpieczeniami lotu: znanym już spadochronem oraz lądowaniem awaryjnym. W Paryżu prym wiódł Garnerin, ale to Blanchard zrobił europejską karierę. Od 1805 roku w lotach towarzyszyła mu młoda żona, Marie Madeleine-Sophie, z domu Armant, znana jako Sophie. Podczas swojego sześćdziesiątego szóstego lotu, w roku 1808, Jean-Pierre dostał zawału i wypadł z balonu; zmarł rok później głównie z powodu odniesionych obrażeń.
Młodziutka Sophie przejęła po nim schedę i wykonywała dalsze loty balonem na gaz bez uwięzi. Okazała się godną następczynią męża, a nawet prześcignęła jego osiągnięcia. Jako pierwsza przeleciała balonem nad Alpami i jako pierwsza osoba na świecie doznała problemów z chorobą wysokościową (głównie krwawienie z nosa). W roku 1811 ustanowiła też rekord odległości, lecąc z Rzymu do Neapolu z jednym krótkim zatrzymaniem się. Jako pierwsza zdołała wykonać lądowanie awaryjne na wodzie, latała też w czasie burzy. Jej pokazy uświetniały wielkie wydarzenia za czasów Cesarstwa, m.in. ślub Napoleona z Marią Luizą (1810), narodziny Króla Rzymu (1811), wizytę pary cesarskiej w Mediolanie (1812). Napoleon bardzo cenił panią Blanchard, uczynił ją nawet oficjalną „aérostière des fêtes publiques” czyli „aeronautką uroczystości publicznych”, na miejsce bardzo znanego nam już André-Jacquesa Garnerina, który to stanowisko piastował od czasów Rewolucji. Zachowała to stanowisko za czasów Restauracji. Natomiast, wbrew temu co piszą czasem internety, nie była autorką planu balonowej inwazji na Wyspy Brytyjskie, ponieważ te koncepcje sięgają roku 1802 (kiedyś napiszę o tym osobno).

Wręczano właśnie nagrody zwycięzcom zawodów konnych, kiedy w jednej z przecznic odchodzacych od Champ-de-Mars ukazał się ogromny aerostat, ozdobiony symbolami i wspaniałymi malowidłami alegorycznymi i – jakby strzeżony przez cesarskie herby – wzleciał przed okna pałacu [École militaire]. Aeronautą nim kierującym była kobieta, pani Blanchard, której imię stało się słynne dzięki wielu podróżom powietrznym. Pozdrowiła ona Ich Cesarskie Mości, machając białą flagą, a następnie wypuściła nad siebie ozdobną gwiazdę, która wskazywała obrany kierunek lotu. Uniosła się w górę, rozrzucając kwiaty, z niezwykłą prędkością; dość silny wiatr poniósł ją w kierunku Meudon, gdzie wylądowała bez przeszkód.
Moniteur universel, 27 czerwca 1810, opis obchodów z okazji ślubu Napoleona i Marii Luizy
Jeśli chodzi o liczbę przelotów, rekord męża pokonała o jeden lot, zginęła podczas sześćdziesiątego siódmego. To zdarzenie można nazwać pierwszą katastrofą lotniczą: Blanchard wzniosła się nad nieistniejące już w Paryżu ogrody Tivoli i z gondoli balonu puszczała ognie sztuczne. Robiła to nie pierwszy raz – kilka lat wcześniej, kiedy same przeloty nie stanowiły już dostatecznej atrakcji, uzupełniła swoje pokazy o dodatkowe atrakcje, zwłaszcza właśnie ognie sztuczne. (Należy pamiętać, że na tym etapie loty balonem były w zasadzie wyłącznie rozrywką i spektaklem, nie miały zastosowań praktycznych). Rozrzedzenie gazu w balonie sprawiało, że nie było to bardzo niebezpieczne, jeśli cała maszyneria działała zgodnie z planem i była dobrze ustawiona. Niestety owego feralnego dnia 6 lipca 1819 roku już podczas wznoszenia się zahaczyła o gałąź drzewa, co uszkodziło nieznacznie powłokę i przemieściło ognie sztuczne, a następnie iskry zapaliły wodór – nie na tyle, żeby balon spłonął natychmiast, ale na tyle, żeby zaczął w sposób niekontrolowany opadać. Być może nie doszłoby do katastrofy, gdyby nie to, że podczas tego opadania gondola zawadziła o dach domu. Sophie wypadła z kosza i doznała rozległych obrażeń przy upadku, m.in. złamania kręgosłupa szyjnego. Zmarła mimo prób udzielenia pomocy dziesięć minut po wypadku. Miała czterdzieści jeden lat, przez prawie ćwierć wieku latała balonami.
[…] i stałem się jej właścicielem za trzydzieści dwa funty. Podobno należała ona do Garnerina, a ten aeronauta przywiózł ją z Paryża (…). Podobno właśnie Garnerin kupił tę […]
PolubieniePolubienie