Wiśnie na walentynki

Lato roku 1786. Młodziutki, szesnastoipółletni podporucznik (lieutenant en second) artylerii królewskiej nazwiskiem Buonaparte dostał pół roku wcześniej przydział do regimentu de La Fère, stacjonującego w mieście Valence. Było to niezłe miejsce dla zaczytanego w Plutarchu chłopaka, bo miasto ma długą, sięgającą czasów rzymskich historię, a ponieważ pułk nic nie robił, to porucznik setnie się nudził i głównie czytał (co upamiętnia nowoczesna rzeźba zaczytanego młodzieńca na jednym z deptaków) oraz zawierał lokalne znajomości.

W Valence również po raz pierwszy się zakochał. Ten okres życia przyszłego cesarza nie jest znany z rzetelnych źródeł, toteż można spotkać wersje, w których Caroline du Colombier była córką księgarza, u którego porucznik wynajmował pokój, ale też takie, w których poznał ją w salonie jej matki, gwiazdy lokalnej socjety, która podjęła się „opieki” nad młodym, zahukanym oficerem i wprowadzała go świat. Zapraszała go nie tylko do salonu w mieście, ale i do wiejskiej posiadłości, a te względy, jakimi pani du Colombier miała otaczać mówiącego z silnym akcentem, wciąż mocno zagubionego młodzieńca, budziły ponoć zazdrość kolegów z pułku i nie zyskiwały mu popularności, choć to może plotki wymyślone później.

Zgoda panuje co do tego, że panna du Colombier była starsza od Napoleona, ale już o ile, co do tego zgody nie ma. Strona genealogiczna rodziny du Colombier podaje, że Caroline była „dwa razy starsza” i „mogła być jego matką”. To wersja skrajna, niepodparta żadnymi konkretami. Książka Napoléon Bonaparte et Valence* podaje rok 1767 (czyli dwa lata różnicy) i niedalekie miasto Lyon (dokąd na pewno później Caroline się przeniosła), również jednak bez wskazania źródeł. W innych miejscach znajdujemy informację, że panna była starsza o ok. 7 lat, co z kolei jest podobne do różnicy wieku między Napoleonem a Józefiną.

Jakkolwiek było z tą różnicą wieku, wszystko wskazuje na to, że była to miłość platoniczna, w duchu sentymentalnych uniesień epoki. W pierwszych wydaniach Memoriału ze Świętej Heleny znajdujemy takie wspomnienie:

Nie sposób być bardziej niewinnymi od nas, mówił Cesarz; urządzaliśmy sobie małe spotkanka. Pamiętam wciąż jedno z nich, w środku lata, o świcie; trudno będzie w to uwierzyć, ale całe nasze szczęście ograniczało się do wspólnego jedzenia wiśni**.

27-31.08.1815; przekład własny wg wydania krytycznego (1968)

Cytat ten został usunięty z wydań po roku 1840, ponieważ uznano, że scena z wiśniami to topos wprost zaczerpnięty z Rousseau:

Po obiedzie uchwaliliśmy małą oszczędność: miast wypić kawę, która została od śniadania, zachowaliśmy ją na podwieczorek wraz ze śmietanką i ciastkami, które panienki przywiozły ze sobą; dla podsycenia zaś apetytu, poszliśmy do sadu spożyć na deser trochę
wiśni. Wszedłem na drzewo i rzucałem im całe garście owocu; one odrzucały mi pestki poprzez gałęzie. Raz panna Galley, wysuwając fartuszek i przechylając w tył głowę, nadstawiła się tak dobrze, że pęk wisien wpadł prosto za gors; dopieroż było śmiechu! Mówiłem sam do siebie w duchu: „Czemuż usta moje nie są wiśnią! Jakżebym chętnie cisnął im je, z jak szczerego serca!”.
Dzień spłynął na igraszkach pełnych swobody, a zarazem niewinności. Ani jednego dwuznacznego słowa, ani jednego ryzykownego żartu; a skromność ta nie była jakimś narzuconym przymusem, wynikała sama z siebie; ton ten poddawały nam serca. Słowem, skromność moja — kto inny powie: głupota — była taka, iż największą poufałością, na którą sobie pozwoliłem, był jeden jedyny pocałunek w rękę panny Galley.

Jean-Jacques Rousseau, Wyznania I,4; przekład T. Boy-Żeleński

Wiśnie wróciły w dwudziestowiecznych wydaniach, w tym w krytycznym z 1968 r., ale został ponownie usunięty z najnowszego, opartego na odkrytych niedawno rękopisach i wedle redaktorów oczyszczonego z tego, co dodał do tekstu opublikowanego w 1823 roku Las Cases. Fragment został usunięty, wedle przypisu, znów na zasadzie, że jest zbyt „Russowski”, jak by powiedziano w Polsce w epoce.

Nie wchodząc tu zbyt głęboko w krytykę tekstu i jego przekazu, mam wątpliwość co do zasadności wyrzucania tego cytatu. Im bardziej czytam Memoriał, tym więcej widzę w nim tropów kulturowych, które są nierzadko błędnie interpretowane (jak choćby słynna tyrada o kobietach, o której muszę wreszcie napisać, może na 8 marca), ponieważ interpretatorzy nie dostrzegają kontekstu kulturowego albo go ignorują. Absolutnie zatem widzę możliwość, że te „Russowskie” słowa padły, co więcej – padły świadomie, jako aluzja i metafora zrozumiała dla słuchających. Tak samo chyba rozumie to w pamiętniku Laura Junot d’Abrantès, kiedy wspomina Caroline i wiśnie:

Madame de Bressieux jest kobietą bystrą, dobrą, miłą i łagodną w sposobie bycia; wyobrażam sobie całkowicie, że cesarz mógł chodzić z nią zbierać wiśnie o szóstej rano, nie myśląc o niczym zdrożnym, ograniczając się do żartów.

Laura Junot d’Abrantès, rozdział 10 tomu VI wydania z 1967 r., przekład własny

Wracając do samej panny Colombier – porucznik Buonaparte wyjechał, wrócił do Valence w 1791 roku i podobno się znów spotkali, ale wyjechał znowu, Caroline wyszła dobrze za mąż – i trudno się dziwić, że w 1804 roku już jako pani Garempel de Bressieux przypomniała sobie o dawnym przyjacielu – i dostała odpowiedź na list wysłany między ogłoszeniem Cesarstwa a koronacją. Napoleon wspomina wprawdzie w tym liście głównie jej matkę, niemniej spotkał się z dawną przyjaciółką w Lyonie w roku 1805, a i jej rodzina awansowała nieco dzięki tej znajomości: sama Caroline została w 1808 roku przydzielona do dworu Madame Mère, jej brat został porucznikiem, mąż ostatecznie dostał tytuł barona Cesarstwa.

Plotkarka księżna d’Abrantès uważała, że Caroline, która bywała na dworze, zawsze spoglądała na Napoleona w sposób przywodzący na myśl dawną zażyłość; Laura Junot pisze też, że od samego Napoleona słyszała o planach małżeńskich z Caroline.

W rodzinie panny du Colombier zaś zachował się pierścień, przesłany jej ćwierć wieku po owym 1785/86 roku, czyli ok. roku 1810-11. Ta legenda rodzinna jest to o tyle bardziej prawdopodobna, że z okazji zarówno ślubu z Marią Luizą, jak i narodzin Króla Rzymu mnóstwo prezentów trafiało do różnych osób. I teraz ciekawostka dla krytyków cytatu o wiśniach. Na kamei wprawionej w pierścień znajduje się scena, która ewidentnie stanowi nawiązanie do motywu z Rousseau: para zbierająca wiśnie, człowiek – a może amorek? – na drzewie, w tle druga para oraz, zgodnie z gustem sentymentalnym, klasycystyczna świątynka. Pierścień został w 2017 roku wystawiony na aukcję i zakupiło go za ponad 30 tys. euro wspomniene już stowarzyszenie napoleońskie z Valence, a zatem trafił we właściwe miejsce.

* Autor David Vinson, wydana lokalnie w 2010 r.
** Zachowuję w całym tekście, w przeciwieństwie do notki na Facebooku, wiśnie zaproponowane przez Boya, choć cerises to raczej czereśnie, owoce zresztą bardziej do jedzenia niż wiśnie czyli cerises noires).

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s