Wielka kastracja, której nie było, czyli bad science Dana B.

Niedawno na Facebooku wzięłam udział w mikrodyskusji o kwestii listków figowych. O ich historii (starożytnym kontekście, początkach obesji i sposobach, jakie stosowali artyści, żeby zakrywać genitalia) pisałam tutaj, ale we wzmiankowanej dyskusji pojawił się ciekawy motyw rzekomej wielkiej kastracji dzieł sztuki, dokonanej jakoby w 1857 roku przez papieża Piusa IX.

Sęk w tym, że wszystko wskazuje na to, że autorem terminu „wielka kastracja” jest Dan Brown, który wkłada go w usta Roberta Langdona w „Aniołach i demonach”. Tak, tego samego profesora Roberta Landgona, który – będąc zdaniem autora światowej sławy ekspertem od sztuki dawnej – nie zna łaciny. Co więcej, wszystko wskazuje również na to, że Dan Brown „wielką kastrację” wymyślił.

Owszem, kwestia zakrywania dotyczyła głównie przyrodzeń męskich, albowiem stanowiące wzorzec kanony sztuki antycznej (zwłaszcza czytane przez kolejne pokolenia zafascynowanych starożytnością klasycystów) znacznie – bardzo znacznie! – częściej pokazywały całkiem nagich panów niż panie. Te ostatnie z reguły zresztą same wstydliwie zakrywały to i owo, jest nawet typ rzeźby zwany „Venus pudica” czyli wstydliwa Afrodyta o odpowiednio ułożonych rękach (np. należy do tej grupy szczególne ukochana przez klasycystów „Wenus Medycejska”).

A zatem męskie „klejnoty” zasłaniano od dawna albo gipsem, albo metalem, ale ich zazwyczaj nie obtłukiwano, choć można założyć, że znalazł się naprawiacz albo nadgorliwy, albo leniwy – temu drugiemu mogło się nie chcieć tak opracowywać listka, żeby przykrył genitalia, mimo że kanon starożytny nie obdarzał mężczyzn obficie, uważał bowiem takie przedstawienia za pasujące do satyrów, a nie cywilizowanych ludzi. W każdym razie również u Canovy, mimo obecności listków, pod nimi nie jest pusto. (Sprawdziłam).

No a co z Piusem? Był to megaloman, któremu wydawało się, że Włosi będą pragnąć zjednoczenia pod jego przewodem i następnie władzą, a kiedy okazało się, że jednak nie, obraził się na Risorgimento i z kościelnego liberała – jak na owe czasy – staczał się w coraz bardziej nieprzyjemny konserwatyzm. Nie mógł przeboleć (ponownej, po napoleońskiej) likwidacji Państwa Kościelnego, którego był ostatnim władcą i zawsze mnie zastanawia, czy ogłoszenie dogmatu o nieomylności papieża (lipiec 1870, pod koniec oficjalnych obrad Vaticanum Primum) tylko przypadkiem zbiega się ze zbliżającym się wielkimi krokami końcem tego państwa (jego likwidacja trwała od dłuższego czasu, a dokonała się we wrześniu-październiku 1870, choć kościół nie pogodził się z nią przez jeszcze kilka dekad). Uważał, że jego powołaniem jest władza absolutna, a został pozbawiony jej resztek.

Poza tym Pius IX nie lubił socjalistów, Żydów i masonów (choć ta zbitka jeszcze nie funkcjonowała, był więc poniekąd jej prekursorem) ani nowoczesności (choć tu nawet w Syllabus Errorum z 1864, zasługującym na osobną notkę, nie zdołał przeskoczyć swojego poprzednika, Grzegorza XVI, który sprzeciwiał się wprowadzeniu w Państwie Kościelnym pociągów i oświetlenia gazowego, widząc w tych wynalazkach dzieła szatana). Nie przepadał też za nagością, bo zasadniczo był zwolennikiem tradycyjnej moralności.

Niemniej myśli (w powieści) czy też wykład dla watykańskich policjantów (w filmie) Roberta Langdona można włożyć między podobne bajki jak bad science tej powieści w kwestii antymaterii i badań nad nią prowadzonych w CERN.

Oczywiście jak w większości zmyśleń jest w tej opowieści ziarno prawdy. Oto fragment relacji belgijskiego podróżnika, który ogólnie opisuje paranoiczną atmosferę panującą w Rzymie w 1851 roku:

Jeśli wierzyć tej relacji, nie chodziło wyłącznie o penisy, bo np. w przypadku postaci z nagrobka Stuartów oba geniusze stoją tak, że zarzucone na ramię tkaniny zakrywają, co należy, choć ukazane z profilu ciała są nagie. Trudno sobie też wyobrazić (chyba że jest się Danem Brownem) Piusa IX biegającego z młotkiem po salach muzealnych i magazynach watykańskich i obciosującego posągom konkretne części ciała. Co więcej, wszystkie te antyczne rzeźby są dziś kompletne i nie sprawiają wrażenia, jakby im coś odłupano akurat w wrażliwych miejscach, prędzej w XX wieku usuwano listki, częściowo być może zresztą zarządzone przez Piusa IX, który był jednym z założycieli Muzeów Watykańskich – i to akurat mu się chwali.

Gianlorenzo Bernini, św. Longin, bazylika św. Piotra w Watykanie

No dobra, może ktoś powiedzieć, Langdon mówi przecież o sztuce nowożytnej. Problem jednakowoż w tym, że to już w ogóle kupy się nie trzyma, bo na ile zdołałam wyguglać (nie byłam w części nowożytnej MW od lat, a oficjalna witryna to koszmar, jeśli chce się przeszukać kolekcje), rzeźby Berniniego znajdujące się w Watykanie – a także tam, gdzie jest ich naprawdę dużo, czyli w Galleria Borghese – są zasadniczo albo kobiece, albo ubrane, a Michałowi Aniołowi uzupełniono, owszem, odpowiednio zasłaniające ubrania, ale… na Sądzie Ostatecznym, który jest freskiem (Dawidowi we Florencji przyczepiono listek na okazję wizyty królowej Wiktorii, ale to zupełnie inna historia). Na dodatek przemalunek fresków Kaplicy Sykstyńskiej miał miejsce prawdopodobnie zaraz po śmierci artysty w 1564 roku, a więc Pius IX nie miał z tym nic wspólnego. Bramante w Watykanie zaś to przede wszystkim architektura, ewentualnie malarstwo, rzeźbą to on się nie parał. A więc jeśli Pius miałby coś obtłukiwać, a obtłuczone członki kolekconować w skrzyniach, musiałoby chodzić o rzeźbę starożytną.

A tak nawiasem mówiąc, w filmie Langdon wygłasza te tezy oczywiście właśnie wśród rzeźb antycznych, które rzekomo stoją w centrali gwardii szwajcarskiej, watykańskiej policji, służby bezpieczeństwa i tak dalej, co pozostawimy bez komentarza. Wisienka na torcie: w czasach Langdona te listki to już zasadniczo w większości pozdejmowano, więc trudno powiedzieć, gdzie on je widzi.

Ergo, po prostu bad science i bad research, QED. Problem tylko w tym, że takie bzdury zapadają czytelnikom czy widzom w pamięć…

Museo Pio-Clementino, założone w XVIII w., scenka z lat 40 wieku XIX, sądząc po ubiorach

Dodaj komentarz