Niedoszła pomarańczarka i Marcel Proust

2 stycznia 1904 roku, w wieku osiemdziesięciu czterech lat zmarła w Paryżu la princesse Mathilde – jedna z najbarwniejszych, najciekawszych postaci drugiej połowy XIX wieku, i jedna z kobiet tworzących autentyczną „girl power” rodziny Bonaparte.

Franza-Xaviera Winterhalter, portret księżniczki Matyldy w latach ’50 XIX w.

Córka najmłodszego z braci Napoleona, Jérôme’a, i jego drugiej żony, Katarzyny Wirtemberskiej, charakter odziedziczyła chyba po babci ze strony ojca, Letycji Bonaparte. Była silna, niezależna i nieprzejmująca się konwenansami. Doskonała kandydatka na odpieranie argumentów, że w XIX wieku kobiety miały wyłącznie wyglądać pięknie i słuchać mężów.

Jej matka pochodziła ze starej rodziny książęcej – dziadek, Fryderyk I Wirtemberski, został po rozpadzie Świętego Cesarstwa podniesiony przez Napoleona do rangi królewskiej. Jérôme Bonaparte został w 1807 roku królem Westfalii, niemniej Matylda urodziła się już na wygnaniu, w Trieście, w 1820 roku. (Paradoksalnie, czysto polityczne małżeństwo rozrywkowego Jérôme’a okazało się jednym z najbardziej udanych w rodzinie, Katarzyna była co najmniej naprawdę przywiązana do męża, a chyba go autentycznie kochała). Wychowywała się w Rzymie, Florencji i Szwajcarii, gdzie w wieku piętnastu lat została osierocona przez matkę. W tym samym 1835 roku zaręczyła się, z wzajemnej miłości, ze swoim kuzynem Ludwikiem Napoleonem, synem byłego króla Holandii i Hortensji de Beauharnais. Niestety zarówno jej wirtemberski dziadek, jak i stryj Louis nie zapatrywali się entuzjastycznie na ten związek i zaręczyny zostały zerwane. (A szkoda, bo może mając przy boku energiczną i bardzo nowocześnie myślącą żonę Napoleon III nie popełniłby wielu błędów politycznych, ale to gdybanie).

Mający nieustanne kłopoty finansowe ojciec wydał ją pięć lat później za bajecznie bogatego Rosjanina, hrabiego Anatola Demidowa, wielbiciela Napoleona i kolekcjonera pamiątek napoleońskich. Niestety małżeństwo było od początku niepowodzeniem, hrabia nie miał ochoty zrywać z wieloletnią kochanką, krążyły też pogłoski o przemocowości, jakbyśmy dziś powiedzieli. Matylda uciekła więc do Paryża, zabierając ze sobą klejnoty, które wprawdzie miały być jej posagiem, ale tak naprawdę tatuś sprzedał je Demidowowi… Mąż usiłował się z nią procesować, ale nie dość, że nie odzyskał klejnotów, to jeszcze na dodatek petersburski sąd kazał mu wypłacać żonie sporą pensję. W końcu car Mikołaj I zgodził się nawet na formalną separację małżonków w roku 1847 roku. Nie żeby Matylda tego szczególnie potrzebowała: w Paryżu wiodła życie godne osiemnastowiecznej libertynki, prowadząc modny salon kulturalny i mieszkając u swojego kochanka, rzeźbiarza i mecenasa sztuki, późniejszego dyrektora Luwru, Émiliena de Nieuwerkerke. Kiedy jej kuzyna i niedoszłego małżonka Ludwika Napoleona Bonapartego wybrano prezydentem II Republiki, Matylda została oficjalną pierwszą damą, gospodynią Pałacu Elizejskiego.

Za Drugiego Cesarstwa oczywiście brylowała na salonach i prowadziła własny, w którym, co ciekawe, spotykali się przedstawiciele wszystkich opcji politycznych. Nie znosiła i na własnym terenie nie przestrzegała etykiety, a mimo to uchodziła za uosobienie elegancji i szyku. Przyjaźniła się z największymi artystami i intelektualistami epoki, w jej salonie bywali nasławniejsi pisarze połowy wieku – do stałych bywalców należeli Gustave Flaubert, bracia Goncourt, Iwan Turgieniew czy Prosper Mérimée, a Théophile Gautier był jej osobistym sekretarzem. Nie zaniedbywała też muzyki ani sztuki, przyjaźniła się z kompozytorami i artystami, sama zresztą całkiem nieźle malowała i pod koniec życia to stanowiło jedno z jej głównych zajęć.

Po upadku Drugiego Cesarstwa na krótko wyjechała do Belgii, ale ponieważ ustanowione w roku 1886 prawo o wygnaniu z III Republiki wszystkich pretendentów do tronu jej nie dotyczyło, wróciła wkrótce do Paryża i szybko odzyskała pozycję towarzyską. Była jedyną przedstawicielką głównej linii rodziny Bonaparte mieszkającą wówczas na stałe we Francji.

Jednym z jej przyjaciół pod koniec wieku był młodziutki Marcel Proust (urodzony w roku 1871), w którego W poszukiwaniu straconego czasu pojawiają się liczne postacie wzorowane na spotykanych tam bywalcach. To tam Proust poznał m.in. dwóch słynnych dandysów: Charlesa Haasa, pierwowzór Charlesa Swanna, oraz Roberta de Montesquiou, pierwowzór barona Charlusa.

To właśnie Proust, w swoich wspomnieniach, pozostawił najbarwniejszy portret księżniczki Matyldy i jej salonu. Przedstawił ją tam jako osobę całkowicie pozbawioną pretensji związanych ze swoim pochodzeniem, łączącą inteligentny sarkazm i bezpośredniość z ciepłym stosunkiem do otaczających ją ludzi. Stosunek Matyldy do rodzinnych koneksji obrazują zaś najlepiej liczne anegdoty. Najbardziej znana pochodzi z roku 1896. Kiedy przebywający z oficjalną wizytą w Paryżu Mikołaj II miał odwiedzić grób Napoleona w Inwalidach, prezydent Félix Faure wysłał jej zaproszenie na powitanie tam cara. Matylda odpowiedziała liścikiem, w którym napisała: „Ta karteczka jest mi do niczego niepotrzebna, mam klucz”.

Często cytuje się ulubione powiedzenia Matyldy w formie „Bez Napoleona I sprzedawałabym pomarańcze na ulicach Ajaccio”, niemniej Proust we wspomnieniowym eseju jej poświęconym przytacza wersję mocniejszą: „Słyszałem jak mówiła do pewnej damy z Faubourg Saint-Germain [od XVIII w. głównej arystokratycznej dzielnicy Paryża]: – Rewolucja Francuska! Przecież bez niej sprzedawałabym pomarańcze na ulicach Ajaccio”.

Marcel Proust, „Un Salon Historique, Le Salon de S.A.I. la Princesse Mathilde”

Skądinąd można by dodać, że gdyby nie Rewolucja, to syn adwokata z Ajaccio nie miałby szans ożenić się z księżniczką wirtemberską ani żadną inną, więc Matyldy w ogóle nie byłoby na świecie…

U Prousta znajdujemy jeszcze inne anegdoty obrazujące dystans Matyldy do samej siebie i swojego pochodzenia. Kiedy jej ukochany bratanek, Louis-Napoléon, marzył o karierze wojskowej i domagał się tego wśród gości salonu, zwykła odpowiadać: „Doprawdy, cóż za upór! Niestety, fakt, że miałeś wojskowego w rodzinie, nie jest dostatecznym powodem!” (Nawiasem mówiąc, ponieważ urodzony w 1864 roku chłopak nie mógł dostać się do armii francuskiej, załatwiła mu w końcu przyjęcie do rosyjskiej, w której służył do roku 1910).

Innym razem pewna zamożna dama miała ją zaś zapytać uszczypliwie: „Czy Wasza Wysokość zechciałaby mi powiedzieć, czy księżniczki odczuwają podobne sensacje [zdrowotne] jak my wszystkie, zwykłe mieszczki?” Na co Matylda odpowiedziała: „Nie mam pojęcia, droga pani, i nie mnie nie należy o to pytać. Ja nie jestem [księżniczką] z boskiego nadania!” (Tu oczywiście aluzja do walczących wciąż dość ostro o odzyskanie tronu spadkobierców ostatnich Burbonów, czyli pretendentów legitymistycznych).

W 1851 roku księżniczka Matylda zakupiła mały pałacyk w podparyskim Saint Gratien, gdzie przyjmowała swoich artystycznych gości. Jakkolwiek nie zamieszkała tam na stałe, była bardzo mocno związana z miasteczkiem, gdzie fundowała różne instytucje i finansowała remonty – nazwano ją wręcz „la bonne dame de Saint Gratien” (dobrą panią). Została pochowana w miejscowym kościele, co upamiętnia jedynie dość niepozorna płyta, a także kopia rzeźbiarskiego portretu dłuta Jeana-Baptiste’a Carpaux, jednego z najwybitniejszych rzeźbiarzy okresu II Cesarstwa. Do dziś w merostwie wisi jej portret, ale nieźle zaskoczyłam – pozytywnie – urzędników, kiedy zapytałam (z okazji wizyty w miejscu, w które król piechotą chodzi – bo francuskie merostwa zazwyczaj taki publiczny przybytek posiadają), czy to ona – mało kto zapewne zwraca już teraz na to uwagę…

Reklama

2 comments

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s