Nagość heroiczna i listki figowe

Jednym ze szkolnych memów dotyczących starożytności jest ten o istnieniu zjawiska określanego jako „nagość heroiczna”. Zakłada to mniej więcej tyle, że Grecy przedstawiali nago bogów, herosów i śmiertelników posiadających zbliżony status (zwycięskich wojowników, atletów, a w hellenizmie również królów). Nie jest to całkowicie fałszywy mem, ale hipoteza w swojej wersji mocnej nie jest do utrzymania. Na przykład już na pierwszy rzut oka widać, że w przypadku bogów się to nie sprawdza – np. Dionizos był bardzo długo przedstawiany w długich, obszernych szatach. Przez jakiś czas uważano zatem, że nagość była cechą jedynie młodzieńczych przedstawień takich postaci, ale i taka wersja nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Ponieważ dla Greków wyróżnikiem wieku zasadniczo była obecność zarostu, należałoby się spodziewać, że analogicznie do obecności brody lub jej braku będziemy mieli ubiór lub nie. Nic z tego. Owszem, sprawdza się to dla Dionizosa – od kiedy pod koniec V w. p.n.e. zaczyna być przedstawiany jako piękny młodzieniec, zyskuje też nagość (choć nie zawsze). Ale spójrzmy na Posejdona z przylądka Artemizjon, na Heraklesa Farnese, wreszcie na niewątpliwie uheroizowanych wojowników znanych pod mało wniosłym mianem „wojowników z Riace” – wszyscy są dojrzałymi mężczyznami i wszyscy są nadzy. Co gorsza, w latach siedemdziesiątych XX w. niemiecki historyk sztuki antycznej, Tonio Hölscher, zauważył, że na jednej z nasłynniejszych stel nagrobnych z ateńskiego Keramejkosu układ jest odwrotny do tego, czego byśmy się spodziewali: to pokonany przeciwnik jest nagi, podczas gdy wojownik, któremu stela jest poświęcona, ukazany został w pełnej zbroi.

Czemu taki przydługi wstęp o starożytności? Dlatego, że ten mem zawdzięczamy po części renesansowym, a po części klasycystycznym artystom i teoretykom sztuki. Zaowocował on nagimi, a konkretnie prawie nagimi przedstawieniami nowożytnych, a i nowoczesnych herosów. O perypetiach posągu Napoleona jako Marsa, a także o Paulinie Bonaparte-Borghese jako Wenus (dwa arcydzieła Antonia Canovy) napiszę kiedyś osobno, dziś natomiast tytułem wstępu do tego tematu mała galeryjka sposobów unikania całkowitej nagości w wykonaniu malarzy. Bo o ile w rzeźbie najczęściej stosowano dosłowny „listek figowy”, czy też winnej latorośli (wprowadzany sporadycznie przez kolejnych papieży od XVI w. i afery o nagie postacie na freskach Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej, a na wielką skalę nakazany przez papieża Klemensa XIII w połowie XVIII w.), o tyle malarze wykazywali się większą pomysłowością: a to odpowiednio ułożony fałd kawałka szaty (własnej lub cudzej), a to miecz, który się właściwie przekrzywił, a to poza. Co do szaty – w tradycji antycznej jakaś zarzucona na plecy chlamida niekonieznie anulowała nagość, więc oczywiście artyści nowożytni i nowocześni to wykorzystywali.

O alegoriach napoleońskich i ich zmiennej stylistyce napiszę osobno, dziś tylko ta konkretna, która przez komentarze na Facebooku sprowokowała powstanie obecnego wpisu. Alegoria konkordatu roku 1801, pędzla Josepha François (1759-1851). Pierwszy Konsul Bonaparte jest tu ukazany nago (okrywająca go częściowo szata to taki listek figowy do potęgi), w konwencji heroicznej, choć trudno powiedzieć, jaką antyczną postać miał tu artysta na myśli (Apollina, geniusza Francji albo zgody narodowej?). Całość to jedno wielkie przemieszanie tradycji antycznej z motywami chrześcijańskimi; Pierwszy Konsul ma nad głową ognik symbolizujący Ducha św., ale równocześnie klasyczna postać koronuje go wieńcem jak na starożytnych apoteozach.

A w bonusie jeden z najbardziej kreatywnych obrazów w historii, jeśli chodzi o zasłanianie. Guido Reni, Atalanta i Hippomenes z ok. roku 1620.

1 comments

Dodaj komentarz