Ślubne plotki

Dziś notka w dużej mierze plotkarsko-anegdotyczna. O wczesnych latach przyszłego cesarza wiemy bowiem tak naprawdę bardzo niewiele, większość to właśnie anegdoty i plotki, czy też wspomnienia spisywane po latach przez bardzo różnych ludzi, mających już świadomość, do czego doszedł w życiu mały Nabulione i projektujący to na zapamiętaną rzeczywistość lub po prostu konfabulujący. Oczywiście dobry historyk potrafi się wśród tych niepewnych dokumentów nieźle poruszać, niemniej mnóstwo informacji – zwłaszcza dotyczących życia prywatnego – sprzed roku 1796 i objęcia dowództwa armii Italii powinno być opatrywane zastrzeżeniem „podobno”, „prawdopodobnie”, „być może”. Wyjątek stanowi w miarę udokumentowana nauka, kariera wojskowa i wczesne zaangażowanie politycznego na Korsyce i we Francji – tu są dokumenty, aczkolwiek niepełne. Dopiero kolosalny sukces wyprawy włoskiej sprawi, że niemalże każdy krok młodego generała będzie śledzony i zapamiętywany dla przyszłych pokoleń. Nierzadko w nieco zmodyfikowanej formie.

Także pierwsze małżeństwo, którego rocznica przypada dziś (wg ówczesnego kalendarza był to 19 ventôse Roku IV), to domena nikłej liczby wiarygodnych informacji, a znacznie większej plotek i domysłów czy wręcz legend. I to od początku znajomości po śmierć Józefiny, już bowiem w 1814 roku ukazała się broszurka opowiadająca o tym, że to pierwsza cesarzowa była gwiazdą przewodnią Napoleona i rozwód z nią stał się przyczyną upadku cesarstwa. Wokół okoliczności poznania się małżonków też krążą rozmaite pogłoski: a to, że dyrektor Paul Barras chciał się pozbyć wymagającej kochanki i zaaranżował spotkanie z młodym i kochliwym generałem na wznoszącej; a to, że Marie Josèphe Rose rozpoznała w tymże generale przepowiedzianego jej jeszcze na Martynice przez egzotyczną wróżkę męża, który wyniesie ją na wyżyny władzy; a to, że wdowa Beauharnais, sama niemalże cudem ocalona przed gilotyną, po prostu szukała pewnego oparcia, by bez większych problemów kontynuować życie salonowej lwicy, na które przez ostatnie lata nie bardzo miała fundusze. Wprawdzie pensja generalska jesienią roku 1795, kiedy państwo się poznali, nie była wysoka, ale od czasu niedawnego stłumienia rewolty rojalistycznej w Paryżu nazwisko Bonaparte było na ustach wszystkich, więc obrotna wdówka mogła uznać, że szczenięce zakochanie nowego pupilka paryskich salonów jest mało ryzykowną inwestycją. Gdyby to ostatnie było prawdą, nie omyliłaby się.

Wiele tomów napisano też o tym, jakie było to małżeństwo. Listy, zwłaszcza te z czasów pierwszej kampanii w Italii czyli zaraz po ślubie, nie pozostawiają wątpliwości, że Bonaparte był zakochany do szaleństwa. Oszczędność odpowiedzi na te codzienne zapewnienia o uczuciach każe wierzyć opiniom, że uczucie to nie było zanadto odwzajemnione. Czy świadczy o tym również niechęć Józefiny – którą tym imieniem obdarzył małżonek, ponoć nie chcąc zwracać się do niej tym samym imieniem, co wcześniejsi kochankowie – do wyjazdu z mężem do Italii? Najbardziej znana anegdota mówi o tym, że na pytanie, czy z nim pojedzie, Józefina odpowiedziała, że „nie chce sobie zniszczyć butów”. Oczywiście zwycięski główny dowódca mieszkał w pałacach, a tym bardziej żadnych wygód nie zabrakłoby jego małżonce. Czy jednak w obliczu niepewnych z początku losów wojny mogła mieć tego pewność? Niewątpliwie była kobietą próżną, niewątpliwie rozrzutną, niewątpliwie miała romanse na boku. Niemniej czy można od niej wymagać, by od początku decydowała się na trudy wyprawy?

Wróćmy jednak do samego ślubu, bo losy małżeństwa to materiał na kilka notatek. Odbył się on w istniejącym do dziś paryskim hôtel de Mondragon przy rue d’Antin, prywatnym miejskim pałacu, który za rewolucji przeszedł na własność państwa i stał się siedzibą merostwa Drugiej Dzielnicy. Napoleon i Józefina zawarli jedynie związek cywilny, obowiązkowy i wystarczający we Francji już wcześniej – co ciekawe, państwo Carlo i Letizia Buonaparte nie mieli ślubu kościelnego, ponieważ nie był on wymagany również na genueńskiej Korsyce, w przeciwieństwie do kontraktu cywilnego. Ten szczegół jest jednak istotny ze względu na późniejsze losy małżeństwa, a także próby podważania legalności ślubu z Marią Luizą po 1814 roku. Ale to też materiał na odrębną notkę.

Hôtel particulier to charakterystyczna dla Francji, ale występujący także w Belgii i Szwajcarii typ posiadłości: wygodny lub wręcz luksusowy miejski pałac, posiadający zazwyczaj na tyłach ogród, natomiast od frontu albo wpasowany w zabudowę ulicy (zwłaszcza wczesne hôtels, ale i w XVIII w. takie powstają), więc wyglądający jak porządniejsza kamienica, albo mający formę pałacyku (czy wręcz pałacu, jak np. hôtel de Soubise) z dziedzińcem (od XVI w.). Funkcjonalnie od kamienicy hôtel particulier różni się tym, że jest przeznaczony na siedzibę jednego właściciela z rodziną i służbą.

Pan młody ponoć skandalicznie się spóźnił i ceremonia odbyła się dopiero po godzinie 22, choć przewidziano ją na 20 i tak stawiła się w hôtel de Mondragon Józefina. Wyznaczony urzędnik, z zawodu wytwórca tapet, niejaki Charles-Théodore-François Leclercq, znudził się czekaniem i poszedł spać, zastąpił go więc komisarz Dyrektoriatu nazwiskiem Collin-Lacombe, który nie miał nawet właściwego stroju. To on odczytał akt małżeński, następnie zaś być może zbudzono Leclercqa, ale to akurat nie jest pewne. Podpisali również dwaj notariusze, którzy dzień wcześniej akt przygotowali. O finansowych aspektach tegoż napiszę osobno, bo to dłuższa historia.

Dokumenty małżeńskie pozostawiają trochę do życzenia: ze względu na różnicę wieku – panna młoda była o sześć lat starsza od narzeczonego – zmieniono daty urodzenia obojga, żeby tę różnicę nieco zatrzeć. Co zabawne, ponieważ Napoleon podał datę 5 lutego 1768 (dzień zakupu Korsyki przez Francję), odebrał sobie w ten sposób obywatelstwo francuskie, jako że wyspę formalnie przyłączono do królestwa Francji dopiero 15 maja. Najwyraźniej jednak nikt nie zwrócił na ten szczegół uwagi. Józefina natomiast podała datę roczną urodzin 1767 zamiast 1763. Zaniedbań formalnych było zresztą więcej, Bonaparte jako adres zamieszkania podał na przykład adres merostwa. Mylnie też określono jego aktualną pozycję zawodową, ponieważ występuje jako generał głównodowodzący Armée de l’Intérieur, podczas gdy dokładnie tydzień wcześniej został mianowany głównodowodzącym Armée de l’Italie Ponadto jeden ze świadków pana młodego, jego adiutant kapitan Jean Lemarois, nie ukończył jeszcze wymaganych przez prawo dwudziestu jeden lat. Nawiasem mówiąc, jednym ze świadków ze strony panny młodej był sam Paul Barras, z którym łączyła ją wcześniej zażyłość… Nie omieszkała tego podchwycić brytyjska karykatura.

Nie wiemy, jak małżonkowie byli ubrani, ale możemy się domyślać – prawdopodobnie dość zwyczajnie, ona w lepszej sukni, on w mundurze. To jeszcze nie czasy białych koronek i specjalnych, wystawnych ślubnych sukien, które miały wejść w modę dopiero w połowie XIX wieku. Nie było też wesela, bo to też nie te czasy. Na dodatek pan młody był wciąż jeszcze raczej niezamożny. Nie wiadomo też, czy jedna z najpopularniejszych anegdot – jakoby małżonek został pogryziony w noc poślubną przez ukochanego pieska małżonki – jest prawdą. Se non se non è vero, è ben trovato. Niewątpliwie miało to być burzliwe małżeństwo, choć przez lata wyewoluowało chyba w przyjaźń i przywiązanie, a Napoleon nigdy nie zapomniał o wielkim zakochaniu.

Na koniec ciekawostka – tani pierścionek, który miał ofiarować wcześniej – być może 24 lutego, kiedy ogłoszono zaręczyny – narzeczonej, uzyskał w 2013 roku zawrotną cenę na aukcji – został sprzedany za 896 400 euro (bez kosztów domu aukcyjnego), mimo że katalogowo był wyceniany na raptem 10-15 tys. euro!

Skąd taka niska wycena? Po pierwsze z punktu widzenia jubilerskiego nie jest to żaden cud, ot, mało złota, nieduży diamencik i nieduży szafir. Po drugie mimo znanej rodzinnej proweniencji pojawiły się wątpliwości co do autentyczności pierścionka – ponieważ nie mamy żadnych dokumentów, które opisywałyby zaręczynowy pierścionek, pozostawała więc jedynie tradycja rodzinna. Na dodatek wcześniejszy właściciel, książę Victor Napoléon, nie był potomkiem Józefiny. Pierścionek miał wprawdzie pochodzić ze spadku po Napoleonie III, który na odmianę był jej potomkiem, niemniej pewien prywatny kolekcjoner, ponoć ważny, lecz anonimowy, podważył autentyczność na podstawie m.in. braku w inwentarzach wcześniejszych niż Farnborough po upadku II Cesarstwa, co zapewne zaważyło na ostrożności domu aukcyjnego. Nie zaważyło na ostatecznej cenie.

Z pierścionkami zresztą w ogóle nie wiadomo. To też nie było tak skodyfikowane, jak później w XIX wieku. Już przy okazji dyskusji o tym z aukcji pojawiła się hipoteza, że jest on po prostu jednym z kilku, które młody Bonaparte ofiarował narzeczonej przed ślubem lub tuż po nim. W materiale anegdotycznym znajdujemy bowiem również wzmiankę o jeszcze mniej ozdobnym emaliowym pierścionku z napisem „Au destin” (losowi/przeznaczeniu) – narzeczeńskim czy też ślubnym. To oczywiście bardzo mocno przywodzi na myśl te legendy o szczęśliwej gwieździe, niemniej w sytuacji, kiedy zaręczyny a nawet ślub nie były bardzo mocno sformalizowane, kilka narzeczeńskich pierścionków jest bardzo prawdopodobne.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s