Rola braci Ludwika XVI w rewolucyjnych losach króla bywa uważana za, delikatnie mówiąc, niejasną. Mianowicie hrabia Prowansji (późniejszy Ludwik XVIII) w nadziei na szybkie objęcie tronu miał wyjawić Lafayette’owi zamiary brata – zebrania w przygranicznej twierdzy Montmédy, dokąd się udawał, armii kontrrewolucyjnej – ale i trasę, którą miała się udać rodzina królewska (zatrzymana, jak wiadomo, w Varennes), podczas gdy sam bezpiecznie skierował się ku belgijskiemu Mons. Bardzo wcześnie pojawiły się też zarzuty, że bracia nie zainteresowali się losem delfina, który zmarł w 1795 roku w więzieniu, ponieważ książę stał im na drodze do tronu.
Historie te w bardzo dziwaczny i niespodziewany sposób powróciły w okresie Restauracji i poniekąd zadecydowały o wyniku rewolucji lipcowej. (Nie żeby brak formalnej abdykacji Karola X mógł wiele zmienić – lud króla i tak zdetronizował).
Wszystko zaczęło się już w 1816 roku, kiedy to zajmujący się uprawą fasoli chłop z położonej niedaleko Chartres wioski Gallardon, niejaki Thomas Martin, zobaczył na swoim polu archanioła Rafała ubranego we współczesny płaszcz i cylinder. Z początku ten nowoczesny archanioł nie miał szczególnie oryginalnych poleceń: kazał Thomasowi udać się do króla i powiedzieć mu, że tylko wzmożona pobożność zmyje z Francji zmazę rewolucji i tak dalej.

To była Francja, ojczyzna racjonalizmu, więc wprawdzie biskup wysłuchał proboszcza z Gallardon, ale wezwał też psychiatrów (nazywano ich wówczas alienistami, ale wczesna psychiatria francuska to osobny temat), którzy po długich deliberacjach uznali, że Martin jest zdrowy na umyśle. W efekcie król przyjął chłopa w pałacu Tuileries, na prywatnej audiencji w cztery oczy. I wedle świadectw współczesnych (a pewien sympatyzujący z liberałami jansenista zrobił wszystko, co było w jego mocy, żeby sprawę rozdmuchać) Ludwik XVIII wyszedł następnie z gabinetu wstrząśnięty rewelacjami wizjonera, tzn. archanioła.
Przez wiele lat treść rozmowy pozostawała tajemnicą, ale w roku 1828 sam Thomas Martin ją ujawnił (oczywiście na ile możemy mu wierzyć). Miał mianowicie oskarżyć wtedy króla – posiłkując się, rzecz jasna, niebiańskim autorytetem – wręcz o zamach na starszego brata jeszcze przed rewolucją, a następnie o pozostawienie Ludwika XVII na pastwę tejże. Wedle broszury miał powiedzieć do króla: „Sekretem, który mam do wyjawienia, jest to, że miejsce, które pan zajmuje, nie należy do pana” (jest tam zwykłe „vous”, bez królewskich mości). Jeśli tak było naprawdę, to albo Ludwik XVIII miał istotnie bardzo nieczyste sumienie, albo też bardzo mocno wierzył w objawienia. W każdym razie w roku 1828 policja konfiskowała wszelkie broszury dotyczące rozmowy sprzed dwunastu lat.
Thomas Martin właśnie teraz stał się celebrytą. Do Gallardon przyjeżdżali ludzie wszelkiego stanu, żeby prosić go o radę. I tu dochodzimy z powrotem do rewolucji. Gallardon leży niedaleko Rambouillet, miejscowości ze starym królewskim pałacem myśliwskim (i paroma jeszcze skądinąd bardzo ciekawymi reliktami ancien régime’u). Karol X tam właśnie uciekł z Paryża i tam właśnie rozważał, co ma zrobić w związku ze zwycięstwem rewolucji.
I co zrobił? Ano posłał jednego ze swoich dowódców wojskowych, generała porucznika Auguste’a du Vergier de Le Rochejaqueleina (krewnego słynnego dowódcy wandejskiego) do Gallardon, żeby zapytać Thomasa Martina, co ma robić. „Abdykować” – powiedział Thomas Martin. I król abdykował.

Wedle materiału anegdotycznego odpowiedź udzielona generałowi była dłuższa: „Powie pan królowi, że sam zna przyczynę tych nieszczęść [chodziło o sprawę Ludwika XVI i XVII]. Obecnie nie byłby w stanie zrobić nic, nawet gdyby miał 200 tysięcy żołnierzy: jedynie przyczyniłby się do dalszego rozlewu krwi. Musi udać się na wygnanie, gdzie umrze nie widząc nigdy więcej Francji, podobnie jak jego syn, książę d’Angoulême. Jego wnuk, Henryk, nigdy nie zostanie królem”. No, niewątpliwie wszystko się spełniło, ale ja tam osobiście bardziej wierzę w krótkie bon moty niż długie frazesy o niepoddającej się gwardii albo honorze Polaków. One wszystkie – podobnie jak wypowiedź Thomasa Martina – wyglądają na napisane później (czyli vaticinium ex eventu).
Legenda zresztą rozrastała się – wg hagiografów Thomas Martin miał w dniu, kiedy Karol X przygotowywał „ordonnances de Saint-Cloud” (dwie notki wstecz), usłyszeć straszliwy głos, mówiący z nieba „topór został uniesiony, poleje się krew”, ale jakoś nie udał się z tą wieścią do znanych już przecież sobie Tuileries.
Po roku 1830 sława Thomasa Martina nieco przycichła, po części dlatego, że ultrakatolicyzm przestał być dobrze widziany w sferach władzy. Martin usiłował jeszcze zyskać sławę, uznając w roku 1833 w niejakim Karl-Wilhelm Naundorffie, pruskim zegarmistrzu, cudownie ocalonego Ludwika XVII. Jakkolwiek sam Naundorff zyskał poklask legitymistów, to jednak Ludwik Filip wygnał go z Francji, a Thomas Martin zmarł dość zapomniany rok później. Rodzina uważała, że został otruty, ale autopsja nie dała rozstrzygających wyników. Wygląda więc na to, że największym osiągnięciem Thomasa Martina było nastraszenie dwóch królów Francji i zapobieżenie dalszym staraniom o utrzymanie tronu przez Karola X.
[…] W efekcie następnego dnia, 27 lipca 1830 wybuchły zamieszki, które dzień później miały się przerodzić w rewolucję. A król uciekł z Paryża do Rambouillet, ale zarówno to, co się działo w Paryżu i jakie napoleońskie wątki się tam przewijają, jak i to, co robił król, to materiał na osobne notatki i tutaj jest jedna z nich. […]
PolubieniePolubienie